Film jest miły, lekki i przyjemny. I nic więcej od niego nie wymagałam. Do momentu "zmartwychwstania" Moody'ego. Po co? Właściwie, to jaki był powód wielkiego powrotu do Wietnamu? Nie było to zlecenia, a potem to całe umoralnianie w bunkrze. Ręce mi wtedy opadly i czar fanego filu sensacyjnego prysnął. Cała ta masakra nie ma żadnego sensownego umocowania w historii.
Też mnie rozbawiło to do rozpuku, scenarzysta był albo pi*rdolnięty albo zakończenie pisał siedząc w kiblu. Cudowne zmartwychwstanie tylko po to, by po pełnić samobójstwo wysadzając się w bunkrze z typem, którego mógł zastrzelić i w dodatku to był ich misternie utkany plan xD