6/10 tylko za historię, trochę z sentymentu za Gibsonem, który taki film chyba jednak musiał zrobić. Jaki? Pod publiczkę. Typowy hollywoodzki, jakich wiele w historii amerykańskiej kinematografii. Ale przede wszystkim na tę i tak chyba zawyżoną ocenę zapracował Hugo Weaving. Każda scena to popis tego mocno niedocenianego aktora. Wielka szkoda, że rola niemal czwartoplanowa, bo potencjał olbrzymi. Wielki zwycięzca tego filmu
PS Wyobrażacie sobie, że Gibson odbiera Oscara i wali przemowę, w której coś wspomina o społeczności żydowskiej? To były dopiero numer i w sumie można się po nim tego spodziewać