Historia opowiedziana w tym filmie odbiera mowę i każe się nisko pochylić. I w zasadzie to tyle i aż tyle. Sama produkcja to typowa hollywoodzka sztampa gloryfikująca swoich bohaterów. W tym wypadku zasłużonych acz za pomocą zabiegów kinowych tak przewidywalnych i schematycznych że aż mdło. Propagandowy, przesłodzony, przegadany i bezkrytyczny. Taki jest niestety Mel Gibson, który swoich bohaterów wynosi niemal do rangi kolejnych Jezusów Chrystusów. Nie ufam katolikom ani wszelkiej maści dewiantom, których słowa są zawsze tak bezkrytycznie pompatyczne. W tym wypadku poza prawdziwą postacią, żołnierzem Dossem nie było inaczej. Katolicki filmowa litania z autentyczną pokorą w tle.