pomyślałem sobie "co tam się kurna wyrabia"? Nie wiem jakie było założenie Mela Gibsona ale ja przez cały film tak jak przez dotychczasowe moje życie z politowaniem patrzyłem na żołnierzy, którzy niczym marionetki zabijają się nie wiedząc nawet za co. Brakowało tylko w pewnym momencie skierowania kamery do góry - ujęcia bitwy z góry i szybkiego odjazdu na orbitę gdzie jest spokój i cisza. Mimo wszystko film, który mimo ogromnego patosu robi fajne wrażenie i fajnym przeżyciem jest zobaczenie go w kinie. Sceny batalistyczne zaskakują, choć nie ma ich wiele, a i wątek miłosny jest nieźle rozwinięty. Pierwszy raz spojrzałem na zegarek po 2 godzinach które minęły błyskawicznie. Polecam, aczkolwiek to moim zdaniem najsłabszy film Gibsona.