PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=658802}

Przełęcz ocalonych

Hacksaw Ridge
8,1 233 551
ocen
8,1 10 1 233551
6,4 38
ocen krytyków
Przełęcz ocalonych
powrót do forum filmu Przełęcz ocalonych

Jeśli słyszałeś coś dobrego na temat tego filmu, to nie wierz temu.

Przez pierwszą część obserwujemy historię ochotnika zaciągającego się do wojska, który jednak z zupełnie nieprzekonujących nas powodów nie chce dotykać broni. Jego infantylne i irytujące zachowanie powoduje, że jest już nam wszystko jedno, kiedy za niewykonanie rozkazów jest on sądzony przez sąd wojskowy. Ale nie, niestety nie idzie do pierdla jak przystało na marudera. Już w ostatniej chwili, jak się wydaje, że wszystko dobrze się skończy, i leser zostanie skazany (ale to niemożliwe, dopiero 1/4 filmu), na ławę sądu podrzucona jest kartka, w której jest zapis, że "żołnierz, który odmawia wojennej służby, jest chroniony przez kongres, nikt nie może tego prawa znieść", po przeczytaniu której zarzuty są oddalane.

Czujecie absurd? Kogoś się sądzi na przykład za morderstwo, a przed wydaniem wyroku na ławę sądu ktoś rzuca świstek "osoba oskarżana o morderstwo jest chroniona przez Sejm RP i posłów #Nowośmiesznej" podpisana przez pułkownika Mazgułę, i w tym momencie sąd stwierdza - aaa, no to my nie skażemy, a prokurator z miną zbitego psiaka zabiera zabawki i podkula ogon, tak jakby uniewinnienie na podstawie kartki papieru było czymś oczywistym, tylko dziwnym trafem nikt do tej pory nie wiedział, że opisana w kartce zasada istnieje, a po dowiedzeniu się o niej widz jest zdumiony, jak mało wysiłku (=zero) wkłada się w to, aby w pomieszczeniu sądowym przedyskutować w ogóle zasadność zakończenia sprawy.

Nasz idiota udaje się zatem na wojnę, dzielnie odpierając zarzuty, że będzie walczył bez broni ("jak będzie trzeba, to poświęcę życie, aby ratować kompana" w ustach osoby brzydzącej się nawet nożem brzmią nieprzekonująco, i świadczą o tym, że kocówy, które dostawał od współtowarzyszy w koszarach były zbyt lekkie) ale "oczywiście" nadarza się mu okazja do pokazania, że nasze przekonanie, że na wojnę lepiej jednak iść z pistoletem jest tylko prawicowym kultem broni - rzuca się własnym ciałem i z gołymi rękami na japońskiego żołnierza z karabinem, ratując kolegę.

Sceny batalistyczne do bólu oklepane już gdzieś od roku 1998, czyli od Szeregowca Ryana. Dużo kul, flaków jak z atlasu Sobotty, ran, urwanych członków, trupów, które nagle ożywają i strzelają, czy robienia sobie tarcz z korpusów zabitych przeciwników, niczym w tandetnych filmach klasy C - nic nowego, ziew, kalka. Wszystko to podlane hollywoodzkim amerykańskim patosem i prezentowaniem bohatera jako połączenia Matki Teresy z Kalkuty (opatrywanie ran żołnierzom wroga) z Jezusem (leczenie oślepniętego żołnierza wodą). O takim szczególe, że jest to kolejny film, w którym dźwięk ma prędkość światła, tylko napomknę (ech, czy kiedyś doczekam się filmu, w którym widząc wybuch z odległości kilometra, odgłos usłyszę po 3 sekundach?).

Postacie sztuczne, jeśli kogoś mieliśmy się bać, to bohater ten wywołuje raczej tylko śmiech, tak jak sierżant, który z jednej strony miał gnębić naszego szeregowca, by za chwilę przeżywać z tego tytułu rozterki.

A, i zapomniałbym - nasz pacyfista jest także wegetarianinem, więc nie je żołnierskich konserw. Nie wiem, czy coś było o mleku sojowym.

ocenił(a) film na 7
Lech78

Co do akapitu pierwszego i drugiego... "Nierealny"? - najmniej trafne z możliwych określeń. Dlaczego? Przecież końcówka filmu jasno, wręcz łopatologicznie, wyjaśnia, że ta historia miała miejsce również w naszym świecie, właśnie tym realnym.
Dalej. Twój "idiota" to mój idealista, który zna wagę własnych racji i, co więcej, gotów jest on poświęcić za nie wolność, zdrowie i także własne życie nie wyrządzając przy tym szkody nikomu innemu. A fakt, że nie tykał broni? Najwyraźniej wolał ratować ratując niż ratować zabijając.

Film w pokazywaniu wojny może i jest konwencjonalny oraz brak mu innowacyjności w tym aspekcie, ale to chyba dlatego, że nie o wojnie jest to film. Weźmy sobie dla przykładu "Szeregowca Ryana". Przecież tam, oprócz słynnej sekwencji otwierającej, nie ma dosłownie nic dla widza. Rozdmuchana historyjka o żołnierzu, który zaginął okraszona scenerią Normandii? Za mało jak na mnie.
Film ten właśnie nadrabia głównie początkiem, efektami warsztatu operatorskiego Janusza Kamińskiego. Tyle.
"Przełęcz ocalonych" wydaje się mieć, choć może i na minimalnym poziomie, głębię postaci w głównym bohaterze.

I jeszcze patos. Może i tak, może trochę go było, więc zaczął mnie razić. Jednak wydaje mi się, że ta podniosła muzyka, spowolnione tempa to jednak nie uczczenie tego oklepanego motywu patriotyzmu. Według mnie to dość ciekawe i niezwykle empatyczne zabiegi reżysera, który oddaje hołd idealiście oraz zauważa jak często te "małe wielkie" wojny toczą się w jego psychice, gdy za każdym razem ma okazję, aby pójść na łatwiznę i zrezygnować z przekonań.

Film jak najbardziej udany.

ocenił(a) film na 6
Lech78

Odnośnie tarczy z poległego, dlaczego ona miała by zadziałać? W każdej innej scenie ewidentnie widać jak kule Japończyków przelatują przez amerykańskich chłopców jak przez ser, a ten korpus przecież parę kul wyłapuje. Ciekawe też dlaczego gdy obok kogoś uderza moździerz lub granat ten robi podwójnego axla, jedynie w jednej scenie było wiarygodnie pokazane co ma miejsce w takim przypadku (gościa podzieliło na 2 gości).

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones