Nie po raz pierwszy i nie ostatni Terry Gilliam zabiera nas do wyczarowanego przez siebie świata na wpół baśniowego, na wpół złożonego z absurdów typowych dla niego samego i jego zwariowanej ekipy :) . Bezpretensjonalny "Adventures of Baron Munchausen" jak i większość filmów Gilliama jest bezpośrednim nawiązaniem do tego co nazywamy: (przynajmniej niektórzy z nas :) ) Magią Kina. Jak wspomniał ktoś poniżej na forum: film jest "urzekający i hiper-plastyczny" i choć przygody Barona to absurd w najczystszej formie jest jednak daleki od banału i "tanich" puent. Rewelacyjnie nakręcony i zagrany a co najważniejsze od początku do końca przemyślany. Jak dla mnie jest to niewątpliwie jeden z nie tak wielu niestety przykładów "pozytywnego kina", gdzie nie zależnie od wieku, widz pochłania opowiadaną historię, która sama sobą i sposobem jej opowiadania wywołuje radosny nastrój :) Gorąco polecam wszystkim znudzonym pretensjonalnością współczesnych produkcji tego gatunku filmowego, bądź wyczerpanych i zniesmaczonych ich głupkowatością, naiwnością i zamieszczanym na siłę tandetnym humorem. Zresztą co tu dużo mówić - według mnie Terry Gilliam jest firmą samą w sobie i jak prawdziwy czarodziej kina czego "nie dotknie swoją magiczną różdżką" zamienia się w "filmowy klejnot" (przykładem z pewnością są: "Fisher King", "Twelve Monkeys", "Fear and Loathing in Las Vegas", "Tideland" czy równie baśniowe "The Brothers Grimm" i "The Imaginarium of Doctor Parnassus"). Warto dodać, że "Przygody Barona..." to również porcja inteligentnego, Python'owskiego humoru, na który podobnie jak w przypadku Woody Alena, czas zdecydowanie działa na korzyść :)