Schemat, sztampa, nuda, banał, drętwota. Dałoby się dopisać jeszcze pare nieprzychylnych
przymiotników ale szkoda mojego czasu.
Niestety oprócz pierwszej sceny zapowiadającej coś w stylu neo-noir dostajemy akcyjniaka
ze ściganym w roli głównej, o którym nic nie wiemy praktycznie i ciężko w ogóle z nim
sympatyzować. Prędzej z detektywem go ścigającym. SCI-FI tylko dlatego, że dzieje sie to w
niedalekiej przyszłości i dotyczy nowych technologii ścigania zbrodni opartej o DNA. Ale to
jest tylko pretekst do powstania kolejnego filmu z serii "niewinny ale podejrzany i musi
uciekać, by udowodnić swoją niewinność". No i jeszcze to finałowe rozsztygnięcie, kiedy sala
w kinie lekko się podśmiewała z wydarzeń, plus mega zły plan - pani dr Mengele w spódnicy,
proponującej eugenikę jako coś nowego i świeżego, nowatorskiego, uważającej się za
pionierkę - LOL.
Czyli lepiej już obejrzeć drugi raz Ściganego z H.Fordem i T. Lee Jonesem.