Kolejny dowód na to, że książki Johna Grishama (obok Michaela Crichtona) stanowią idealny materiał na potrzeby Hollywood, o ile weźmie się za nie odpowiedni reżyser (Alan J. Pakula "Raport Pelikana" właśnie, jak również "Czas Zabijania" i "Klient" Joela Schumachera).
To prawda, że książka stanowiła idealny materiał do adaptacji filmowej. I choć film jest dobry, to do książki się jednak nie umywa. Pewnych rzeczy się, oczywiście, przekazać nie da. Ale byłoby lepiej, gdyby Pakula-scenarzysta trzymał się wierniej treści książki - bo to właśnie do niego mam największe pretensje. Także za reżyserię. Zostało pominiętych kilka drobnych scen, które, moim zdaniem, dodałyby smaczku całości (np. kilka sprzeczek Voylesa i Coala, motyw z doręczeniem gazety w środku nocy, itp.). Poza tym przez pół filmu brakuje napięcia - chodzi mi o to, że nie czuć, by Darby wciąż czułą oddech oprawców na swych plecach, by bała się panicznie. Raz tak jest, raz tak nie jest. Trochę nierówno. Można by się niby uczepić o to Julii Roberts, ale wg. mnie zagrała dobrze. Winę tu upatruję właśnie w scenariuszu i trochę reżyserii - ten brak napięcia odbił się także w specyfice relacji pomiędzy Darby i Granthamem. Tutaj tego nie było w takim stopniu. Co do gry aktorskiej, już bardziej uczepiłbym się gry Denzela Washingtona. Lubię go, ale tutaj jego gra była tak skromna i jakaś taka niewyraźna...
Inny minus: okrojona została mocno postać Thomasa Callahana. Został potraktowany niemal niepoważnie - kilka wyrwanych z kontekstów krótkich dialogów, scenka przed barem i BUM. Słabo.
Dość może jednak tego psioczenia. Książka była znakomita, film zaś w porządku. Dobre, wciągające kino.