I zdobyć tytuł mistrza świata wagi ciężkiej w wieku 50 lat.
No właśnie. Też mnie dziwi jego motywacja. Facet miał wszystko, o czym marzył, a nagle stwierdza, że musi wrócić na ring. Trochę bez sensu.
Mi się film podobał, jednak strasznie naciągana jest walka młodego mistrza ze starym od 25 lat niewalczącym bokserem, który był bardzo schorowany w V części, która niepotrzebnie została pominięta, po za tym w II Rockym nie widział na jedno oko, ale jak widać podczas pojedynku z Clubberem mu przeszło, no i w dziwny sposób zmądrzał, podobnie jak Adrianna nabrała dziwnej śmiałości.
Wiem, wiem, ale lubię jak kolejne części filmu są spójne. Wraz z kolejnymi częściami odkrywamy pewną powierzchowność całej historii, ale i tak znakomita seria.
Właśnie chodzi o to, że nie miał prawie nic. (SPOJLER) Umarła ukochana żona, słaby kontakt z synem, życie przeszłością w sumie niestarego jeszcze faceta. Miał do uwodnienia innym ale przede wszystkim sobie, że jeszcze się nie kończy. Że jeszcze życie może mu coś zaoferować. Za młodzi na sen, za starzy na grzech. Dobry film.
Ciekawa interpretacja. Ja może jestem minimalistą, ale w wieku Rocky'ego, przeżywszy to co on i mając to co on miał, czułbym się szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. To przecież normalne, że nasi bliscy umierają i że my sami odchodzimy powoli do lamusa... Tak jest ten świat urządzony. Ważne, żeby każdego dnia umieć cieszyć się tym, co się osiągnęło i samym życiem jakie by ono nie było (bo i tak jest jedynym, jakiego zaznamy).
Rocky nie miał zamiaru zdobywać tytułu mistrza świata. Chciał tylko odbyć jeszcze jedną - ostatnią walkę.