No wiec film probuje byc dystopia jak Equilibrium, 13 pietro, Brasil i podobne, ale cos kiepsko jest z uchwyceniem tego.

Tak jak w tamtych filmach, jednostka byla uciesniona, zniewolona, ale mimo to probowala walczyc, tak tutaj glowny bohater jest slawnym gogusiem ktoremu wladza daje kochanki do obracania, ma ogromny dom i czarnego kolege i w ogole nie potrzebuje z niczym walczyc.

Wladza nakazuje mu przestac grac i przejsc na emeryture. W czym tu byl problem? Czy umarlby z biedy nagle? Wszyscy sie od niego odwrocili? Tworcy mieli moze dobry pomysl, ale nie potrafili w ogole go uzasadnic ani zrealizowac.

Dodatkowo chcieli zerznac z Farenheit 451 gdzie ksiazki byly zabronione i je palono, pokazujac cos podobnego, ze zaden czlowiek w teorii nie powinien po nie siegac, bo to niezgodne z wladza.

Mniejsza juz o powod czemu glowny bohater stawial sie wladzy, jesli cale zycie go wspierali i dawali wszystko co chce, ale najgorsza jest koncowka. Ludzie krzycza jego imie, ale w jakim celu? Co im pokazal?

Dodatkowo, klasyczna muzyka tak samo jak w Mechanicznej Pomaranczy, ale tam cos znaczyla, byla kontrastem do otoczenia i brudu, a tutaj? W ogole bez sensu. Film trwa 2 godziny, a moznaby smialo skrocic go do 1h 20m i nic by sie nie stracilo.

Film zrobiony przez kogos kto wie gdzie w ktorym kosciele dzwoni oraz chcial to przedstawic, ale zabraklo talentu aby to zrobic. Na koniec otrzymujemy byle co - ani to dramat, ani s-f, ani film akcji.