a wszystko zaczęło się od muzyki.. Bo wobec takiego kompozytora i wobec takiej kompozycji jak Chariots of fire nie można pozostać obojętnym . I chyba to nieco zaszkodziło samemu filmowi . Oczywiście mam tutaj myśli, oglądanie filmu z perspektywy upływu czasu i oceniania go przez pryzmat sukcesu samego przeboju Vangelisa . Bo jeśli miałbym poznać ten przebój na premierze filmu, to pewnie w żaden negatywny sposób nie wpłynęło by to na moją ocenę. Niestety . Chariots of fire z premetydacją słuchałem tysiące razy, wyobrażając sobie jak wspaniały musi być sam film . No i się nieco zawiodłem :-)
Film był zaledwie dobry, a największą rzeczą, która mi przeszkadzała była dysproporcja między tematem filmu a dobraną do niego muzyką. Cokolwiek by z tego nie wynikało, chodzi mi o to, że przez te kilka lat wyobrażałem sobie film, który będzie tak samo porywający jak muzyka z filmu, którą znałem wcześniej. Niemniej jak napisałem wyżej , uważam Rydwany ognia za film godny obejrzenia. FILM 7/10 MUZYKA 100/100.
Taaak, też miałam najwidoczniej zbyt duże oczekiwania. Vangelisa słuchałam we wczesnym dzieciństwie. Doskonale pamiętam fragmenty " 1492: Conquest of Paradise" i ten emocjonujący podkład muzyczny. Jeśli natomiast chodzi o "Rydwany Ognia", ze wstydem muszę przyznać, że znając jedynie tytuł i muzykę, spodziewałam się jakiegoś filmu historycznego, kostiumowego, hm... w stylu "Gladiatora".. (zbyt dosłownie go odebrałam). No cóż, nie w tym problem, bo lubię filmy o tematyce sportowej, ale kurcze, tak się wynudziłam podczas tych ciągnących się wywodów.. Owszem to nie były błahe rozmowy, ale na tyle mnie zmęczyły, ze musiałam obejrzeć film w dwóch podejściach, po połowie. No a co najgorsze, samej muzyki było bardzo mało.. Nie poruszył mnie ten film..
tak samo mam ale ja oceniłem 6/10. Pomysł na fabułę ciekawy ale można było ten film zrobić o wiele lepiej.
ja jednak z 7 zmienilem na 6 :) film mi jednak nie pasowal do mojej grupy 7demek :)