Film w zamyśle twórców, miał być zapewne mroczny i tajemniczy. I taki jest.
Brak jest w nim jednak podstawowej rzeczy - jakiegokolwiek sensu. Tytuł filmu sieje dezinformację - akcja filmu nie ma żadnego związku z religią, wiarą czy bogiem. Pojawiają się co prawda rekwizyty czy wątki związane z tymi tematami, jednak, jak się okazuje w końcówce filmu, nie mają one żadnego związku z głównym nurtem akcji - są tylko swego rodzaju dekoracją.
Czyli gdy akcja dzieje się w kościele, z udziałem osób duchownych, mówi o kościelnych przekrętach w Komisji Majątkowej i gdy główny gangster uważa się za służącego Bogu (a dokładniej bożemu przedsiębiorstwu) - to tytuł "sieje dezinformację"?
Zabawny gościu jesteś. Chyba, że ten dramatycznie pusty śmiech to tylko poza.
Obojętnie co to by za film nie był, zawsze jest pod nim taki komentarz jak ten i ocena 1.
PS. Testosteron arcydziełem? Ok ;)
nie no odniesienia do wiary są wplecione dość zgrabnie i nie są nachalne (np. rozmowa Topy z Woronowiczem "ilu Was jest"), mroczny i tajemniczy - jak i całość wyszła im średnio. Tytuł odnosi się dość szeroko do całości bo poza ludźmi kościoła są też agenci jeszcze z czasów komuny takich udający (przykłady historyczne, więc i pewnie teraz) i to w samym Watykanie, główny bohater w pewnej przenośni jest też sługą bożym, bo z obawy o bezkarność zła eliminuje je fizycznie wystrzeliwując co do jednego, mimo że może też w nim być "cały legion" [demonów]. Nie wiem tylko po co był wątek satanistyczny nie rozwijany później, albo nie załapałem w czym rzecz
fabuła rozwija się nieprzewidywanie i to na plus, ale ostatnia scena szczególnie akcja Konopki z Kijowską, to bym dał na 0. Pisałem nazwiska aktorów a nie postaci jakby ktoś się czepiał.
Ja się w dużej mierze zgadzam, bo fabuła filmu, mówiąc delikatnie, pozostawia wiele do życzenia. Mroczny klimat i stale budowane napięcie po to, żeby w końcu pokazać strasznie słabe rozwiązanie. Mam wrażenie jakby twórcy inspirowali się "Ziarnem prawdy", tylko brakło im pomysłu. Tam były podejrzenia o religijny fanatyzm, widowiskowe rytualne mordy i zaskakujący finał. Tutaj mamy nierozwinięte podejrzenie o fanatyzm w postaci zupełnie bezsensownie porzuconego motywu organisty. Całe to napięcie nastawiające człowieka na jakieś straszliwe okrucieństwa... I tylko elektrowstrząsy. Ok, to może nie brzmi zbyt dobrze, ale trzeba przyznać, że elektrowstrząsy nie robią już na widzach jakiegoś szczególnie wielkiego wrażenia, a w takich filmach o to wrażenie w dużej mierze przecież chodzi. No i na koniec dowiadujemy się, że to wszystko dlatego, że ktoś zarabia sprzedając kościelne grunta za kwoty dużo niższe od rzeczywistej wartości. Szał, szok i niedowierzanie (dla niekumatych - ironia). Na dodatek "wyjaśnienie", że robili to w ten sposób, że pieniądze przelewali na konto jakiejś organizacji i "w ułamku sekundy szły na to konto, a potem pojawiały się gdzieś indziej". No tak, to już wszystko jasne. Z tą wiedzą mogę iść obalać rząd, jak mi się zachce. Zbliżenia zdjęć z monitoringu rodem z CSI "przybliż, wyostrz"; spodziewałam się, że za chwilę wyciągną z tego DNA sprawcy. No i fantastyczny główny bohater, typowy "badass", z rodzaju takich, co wszystko robią sami, skrzywdzony przez życie (zdjęcia w mieszkaniu, też nie rozwinięty wątek) kobieciarz, który na koniec oczywiście zakochuje się w naszej niemieckiej policjantce, która jest z kolei postacią nad podziw bezbarwną. Wpada w każdą, najśmieszniejszą pułapkę i z niczym sobie właściwie nie radzi. Potrzebna jest tak naprawdę tylko po to, by dać komisarzowi dostęp do super-tajnych-super-precyzyjnych danych niemieckiego wywiadu. No i pani Foremniak w roli przebiegłej uwodzicielki, niczym Vesper Lynd uwodząca Bonda w Casino Royale. Jak dla mnie raczej śmieszne. Aha, no i jeszcze kilka niepotrzebnych rzeczy. Te sekwencje z komisarzem na basenie - miały pokazać jak bohater odreagowuje, mierzy się z emocjami, przeżywa to, co się dzieje. Moim zdaniem nie wyszły. Film jest na takie rzeczy zbyt szybki, wszystko dzieje się na łapu-capu. No i sceny z muzyką w mieszkaniu. Jest ich bodajże 3 i z każdej dowiadujemy się tak istotnych rzeczy, jak fakt, że główny bohater raczy się musującymi witaminami/wapnem/magnezem, czy cokolwiek to było. Znowu: ten film jest za szybki na takie przebitki.
Kończąc przydługi wywód: po trailerze spodziewałam się właśnie czegoś w rodzaju "Ziarna prawdy", a oglądając odniosłam wrażenie, że reżyser tego dzieła był w akademii filmowej tylko na lekcjach o budowaniu napięcia i nawet nie dotrwał do końca, żeby się dowiedzieć po co i kiedy się to stosuje. Oceniam na 3, bo technicznie nie był zły.
Jeśli bym miał ocenić jakiś film na 1 to nie byłbym wstanie go oglądać nawet przez kilka min. Jeśli bym go nie oglądał to nie mógłbym go ocenić. Hmmm. Jak ty to zrobiłeś :D
Jesteś albo masochistą, albo.....
pozostawmy to w niedopowiedzeniu.
P.S i polecam zająć się jednak czymś innym niż oceną filmów.