Film nie jest zły. Wszystko ładnie tworzy całość, choć momentami można się pogubić w tej mieszaninie chwil obecnych, a tym, co znajduje się w pamiętniku. Mimo to za dużo tego miłosnego dramatu, jak na mój gust. Rozumiem zamysł, żeby pokazać jak najdotkliwszy ból prowadzący do samobójstwa, ale bez przesady. Wiadomo, o co chodzi... Możnaby się wtedy skupić bardziej na mrocznym klimacie filmu i elementach dreszczyku. A tak, wszystko to zanika na tle tego melodramatu.
Jedyne, co mnie naprawdę przykuło do tego filmu, to muzyka. Coś pięknego :)
No i sprawa opisu filmu... Nie ma z nim nic wspólnego praktycznie. "Okazuje się ,że została na nią nałożona klątwa. Jedynie wypowiedzenie tytułowego "Yeogo goedam" może jej pomóc." - ŻE CO?
Że administratorzy jak zwykle dali ciała. Skupiają się na tym czy bohaterów piszesz z dużej litery, a na bzdetach w opisach filmu już nie
Zgadzam się, z twoją opinią. Czasami też się gubiłam w tym kiedy co się działo (zwłaszcza na początku filmu). No i niektóre sceny niepotrzebne były bo tylko wydłużały.
Ale oprócz tegi bardzo mi się pomysł i wykonanie podobało, jeżeli dodać do tego, że na tamte czasy ten film (seria) poruszała kontrowersyjny temat związków lesbijskich jak i brutalności i konserwatyzmu w szkołach (nauczyciele i przemoc wobec uczniów)