Nie obejrzałem pierwszych 2 minut filmu, zacząłem seans już gdy Ben zadzwonił na pogotowie. Wielkie wrażenie zrobił na mnie ten telefon na koniec filmu. Czy jeszcze ktoś oprócz mnie przegapił ten ważny moment i miał przez to lepszy lub gorszy obraz całości? Mnie końcówka zszokowała niemal jak finał "Prestiżu".
Sądzę, że jeszcze większe wrażenie zrobiłaby ta scena gdybyś zobaczył początek. Takie filmy, w których dopiero pod koniec uświadamiasz sobie jak wszystko łączy się ze sobą tworząc całość są niezwykłe, a na pewno wzmacniają odbiór. Od razu przychodzi mi na myśl "Siedem" Finchera czy też filmy Lyncha w których bardzo dużą rolę odgrywają z pozoru nieistotne fragmenty czy to opowiedziane dosłownie czy też mające charakter symboliczny. W przypadku "Siedmiu dusz" widz na samym początku wpuszczony jest do labiryntu z którego wyjście znajdzie dopiero pod koniec seansu. Dlatego można powiedzieć, że ten film zawiera klamrę kompozycyjną-prosty zabieg, a jak bardzo efektowny:)