Swojego czasu na Netflixie premierę miał kolejny film z szybko i całkiem sprawnie rozwijanej tam serii young adult. Klimaciki raczej nie do końca moje, ale słabość do tej formy dużą całkiem mam.
Dwa poprzednie o które obiły się moje uszy to: The Kissing Booth (nie oglądałam, ale z recenzji i relacji internetowych z mniej komercyjnych źródeł wychodzi, że…no chujowy) i Do wszystkich chłopców, których kochałam (ten oglądałam; w sumie całkiem przyjemny i słodziutki, na plus też można zaliczyć całkiem charyzmatyczne aktorki azjatyckiego pochodzenia) cieszą się sporą oglądalnością, toteż można oczekiwać, że Pan Netflix szybko nie zrezygnuje z tego świata w swoich produkcjach.
No ale streszczając się…raz jeszcze, pewnego czasu premierę miał film na który troszeczkę oczekiwałam. Po części interesowało mnie to, jak zostanie rozwiązany problem fabularny, a po drugie zwiastun był nie mało uroczy.
Film ten może i nie wprowadza sporego powiewu świeżości do filmowych obrazów młodzieżowych i nie raczy nas scenariuszem wysokich lotów, jednak o dziwo to wszystko ma ręce i nogi. Główna bohaterka jest sympatyczna, trochę nieporadna, jej szkolna dręczycielka (of corz cheerleaderka) jest długonogą pięknością o cudnej twarzy (of corz nr.2) (serio loffki, zakochałam się) i paskudnym charakterku, a amant w postaci męskiej wystarczająco seksowny i dobry. To, co zaskakuje pozytywnie to pewna wymiana miejsc między bohaterami.
Wróg publiczny numer jeden przestaje nim być i okazuje się całkiem pokrzywdzoną i niepewną siebie duszą, nasza bohaterka pod koniec wychodzi na niezłą jędzę, a amant…no cóż…amant pozostaje miłym dla oka amantem. Jakie to zaskoczenie, pomyślicie, twist fabularny jakich na pęczki, chociażby w każdej innej teenage dramie – noo, głupi był, ale sprawił mi autentyczną frajdę podczas oglądania. Co ja poradzę.
Film ten jest zbyt często przesłodzony, naiwny i irytujący, ale jest też nieźle zagrany, widać fajną chemię pomiędzy głównymi postaciami, no i niektórym z pewnością przypadnie do gustu słodko-pierdząco-popowy soundtrack. W moim przypadku coś nie pykło – a już piosenka napisana przez główną bohaterkę wzbudziła lekką zamieć żenady. Nie wspominając o tych małych esemesowych potworkach, które pisała między sobą filmowa parka. No ale, wszystkiego mieć nie można. Podobno.