Postać Sierry to najbardziej denerwująca osoba jaką ostatnio widziałam w filmie. Obleśna (i nie mówię tu o tym, że była gruba), zawsze nieuczesana, włosy przetłuszczone, upięte debilnymi spinkami w kształt hełmu, niedbająca o higienę (wtf???), ubrana w szmaty, które w żaden sposób nie pasują do siebie, a poza tym są okropne. Dziewczyna nie ma w sobie nic atrakcyjnego poza dużą wiedzą, ale czy to może wystarczyć? No nie sądzę. Film beznadziejny, mimo że lubię taką tematykę, ale tu poszli na całość i chcieli udowodnić, że wygląd w żaden sposób nie ma wpływu na to, w kim się zakochujemy. SERIO? BEZNADZIEJA... Tytuł jednak bardzo adekwatny. Sierra to największy przeryw filmu.