w stosunku do reszty świata, czyli w końcówce roku 1970 bądź na początku roku 1971. Większość naszych ówczesnych widzów naturalnie obejrzała "Spartakusa" z taśmy celuloidowej 35mm. Lecz po kilku (tylko kilka ich było, na cały kraj) kinach wyposażonych w odpowiednią aparaturę projekcyjną, krążyły dwie (sic! aż dwie!) kopie na taśmie o szerokości 70mm. Od końca lat 50. do lat 70. wielu właśnie z taką technologią wiązało przyszłość może nie kina jako sztuki, ale kina widowiskowego - z pewnością.
Na przykład w katowickim Kosmosie film wyświetlano na ekranie większym, niż typowy, do tego lekko zakrzywionym (ang. curved, niczym w niektórych nowoczesnych telewizorach UHD i SUHD), no i z dźwiękiem stereofonicznym. W niektórych scenach naprawdę były powody aby rozdziawić gębę z podziwu.
Z okazji 55. rocznicy premiery światowej wznowiono "Spartakusa" na płycie Blu-ray ze ślicznie oczyszczonym i odświeżonym obrazem. I szczerze wierzę, że prawdziwy miłośnik kina powinien oglądać ten film tylko z takiego nośnika i tylko na naprawdę dużym ekranie kina domowego. Bo niby da się prześledzić fabułę również na przysłowiowym "telewizorku nocnego portiera" . . . Lecz chłonięcie dzieła kinematograficznego nie polega li-tylko na zwykłym nadążaniu za tym, co się dzieje i za tym, co która postać mówi.