Nie będę ukrywał, że film nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia. Jako widz jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń wyrwanych z kontekstu. Osoba niemająca pojęcia o Apple czy Jobsie nie będzie miała pojęcia czym był Apple II, Macintosh, Steve Wozniak itd. Nie mamy w filmie ukazanego ani "intra" ani "outra" żywotu Steve'a. Brakuje początków istnienia marki, informacji o tym jak Apple weszło na giełdę. Nie wspomniano też o iPhone'ach i iPodach, a to właśnie te urządzenia ugruntowały firmę na rynku i przeniosły ją do mainstreamu.
Zdaję sobie sprawę, że reżyser sam sobie wybiera jaki okres chce uwiecznić na taśmie, ale ramy czasowe zamknięte w tym filmie są kompletnie od czapy. Przez 90% filmu widzimy jak Jobs z przydupasami krąży za kulisami różnych premier i ochrzania ludzi. Z filmu dowiadujemy się, że: Jobs miał córkę, do której się się przyznawał, był tam jakiś Macintosh i iMac, był jakiś Sculley z Pepsi, a NeXT okazało się niewypałem.
Nic ciekawego i już widzę oczami wyobraźni jak moja nieobyta w tych klimatach kobieta przysypia razem ze mną po 20 minutach filmu.