"(...) spotyka kontuzjowaną syrenę Lulę (Marilyn Lima) i zabiera ją do domu, by leczyła się w wannie."
Za każdym razem gdy sobie wyobrażam te sytuacje - zabieranie kontuzjowanej oraz leczenie się w wanie- płaczę, płaczę ze śmiechu.
Paradoksalnie, ale jest to trochę zgodne z konwencją filmu. Lula (syrenka) słabo mówi po francusku i ciągle popełnia gafy. Nawet postarali się by aktorka mówiła z ciekawym, trans-oceanicznym akcentem, ni to Euro-fracuskim, ni to Quebec-kanadyjskim. ni to też jakimś Afro-kolonialnym.
Obawiam się - a jestem en train de - że ten film jest bardziej infantylny niżby to wynikało z Twojej oceny. Więc opis byłby zgodny z konwencją filmu.
Jednak nie zgodzę się na nazwanie tego filmu infantylnym. Moim zdaniem to film familijny w oryginalnym znaczeniu tego słowa, tzn. i dla dzieci i dla dorosłych; a nie tylko dla dzieci.
Trzy rzeczy zawodzą w tym filmie:
1) układy choreograficzne: zrobione pod telewizję z ruchomą kamerą i obiektywem zoom a nie pod statyczną , siedzącą publiczność teatrzyku rewiowego
2) wiele nieciągłości, choć raczej drobnych, prawdopodobnie wynikających z oddalenia dwóch ekip produkcyjnych: francusko-belgijskiej i macedońskiej. To oddalenie było zarówno fizyczne jak i kulturowe.
3) marketing, który zupełnie nie dorównywał produkcjom anglojęzycznym przeznaczonym dla szerokiej (wiekowo) publiczności.