No proszę! A jednak taki słaby komik jak Stiller potrafi nakręcić dobrą komedię. Żarty są całkiem
zabawne (choć i jest parę tych gorszych) oraz aktorstwo świetne (Carrey mnie tak okropnie
wnerwiał jako ten instalator kablówki, że sam bym z nim nie wytrzymał - i taka miała być rola, zaś
Broderick też sobie radzi w roli "ofiary"). Myślałem, że w połowie lat 90. komedia umarła, a jednak
dobrze się czuje uwięziona w klatce ;)