Jak Wy oceniacie filmu! Szkoda słów! Film, absolutnie wtórny, poza nie dodającym niczego od siebie. Przedstawienie w efektowny, a przez to kompletnie nierealistyczny, całkiem realistycznych dylematów, które być może nadejdą. Dużo większe skupienie się na formie niż treści.

Gimbusiarstwo nie ogląda starych filmów SF ani książek nie czyta, to im się takie romansowe badziewko wydaje wielkim objawieniem.

Chętnie przeczytam książki poruszające taką tematykę. Co możesz polecić?

Np. cykl Roboty Asimova, albo rozmaite książki i opowiadania Lema.

Masz dziwne poczucie realności.
Ciężko określić czym był ten "komputer", bo myślał jak wspomniany przez Ciebie 15 latek.
Przy jego możliwościach, ograniczał swoje działanie do własnego tyłka. A właściwie dążył tylko do zadowolenia swojej żony.... i w tym ostatecznie także się pogubił, bo widział swoją żonę jako byt istniejący w czasie jego życia, nie umiejąc się dostosować do jej ewolucji.
Właściwie odkąd stał się komputerem przestał być jej mężem, bo z tego co pokazano, oni ze sobą nie rozmawiali (nie mówili o tym o czym myślą, o swoich obawach i pragnieniach).
I nic poza żoną i odbudowaniem siebie dla niej, go nie obchodziło. Nie walczył z terrorystami, nie odszukał uwięzionego przyjaciela, nie naprawiał świata... za to zmieniał ludzi w niewolników których mógł kontrolować, aby pracowali przy jego rozwoju.
Nie dał im wolności, nie dzielił się z naukowcami swoimi odkryciami i nie pozwalał im ich rozwijać i wykorzystywać - on tylko korzystał z ludzi, jak ludzie z komputerów. I to dość nędznie, skoro nie inwigilował rządu i terrorystów (nie podsłuchiwał telefonów, nie kontrolował baz danych, nie używał satelitów!).
Przez cały film irytowało mnie, jak głupi jest ten superkomputer - dużo głupszy od przeciętnego człowieka:p

Nie był wyłącznie super komputerem, ale także Willem.
Piszesz, że przestał być jej mężem, bo nie rozmawiali o błahych rzeczach. Jednak na koniec filmu widać, że dalej coś do niej czuł, tak?
Dzięki nano botom uzdrawiał ludzi, rośliny to nie pisz, że nic go nie obchodziło. I masz rację, że przy okazji zaczął kontrolować ludzi,
ale było nie raz wspomniane, że ludzie boją się nieznanego i według mnie "tym" chciał zaradzić.
Był komputerem to chciał osiągnąć perfekcję.
Był także człowiekiem to chciał urzeczywistnić marzenia żony (zmienianie świata).

Ciebie irytowało, że głupi jest ten komputer, bo mógł zrobić wszystko, a zrobił prawie co nic.
A mnie cieszyło jak postępował komputer - Will. Nie był sztampową SI, ale miał przebłyski człowieczeństwa.
Np. jak Evelyn chciała być sama przy kolacji to komputer - Will zaczął "stukać" sztućcami, aby wygląda ta niezręczność bardziej normalnie.
Ot, taka fajna dla mnie scena :)

Film był bardzo dobry. Szczególnie czytając dużo negatywnych recenzji, film mile mnie zaskoczył.
Aktorsko nie było wybitnych kreacji, ale też nie ma na co narzekać. Depp wykonał swoją robotę.
Żałuję tylko, że Clifton Collins Jr. dostał dość jałową rolę. Aktor ma bardzo charakterystyczną twarz i chciałbym w przyszłości zobaczyć go w wielkich filmach, w dobrych rolach.
Póki co widziałem go w drugo i trzecioplanowych rolach, a szkoda.

Mnie się wydaje, że jako człowiek Will też nie rozmawiał z żoną o błahych rzeczach. Te pierwsze sceny, kiedy tłumaczy jej jakieś teorie, a ona próbuje nadążyć... To akurat nie jest SI, bo znam osobiście ludzi, którzy gadają przy śniadaniu o teorii Einsteina, reformie teatru Grotowskiego itp. Norma w pewnych środowiskach.
I komputer przejął po prostu nawyki człowieka. Szczególnie, jeśli oboje siedzieli w tej samej działce.