Gdyby Borzage umniejszył nieco wątek melodramatyczny, podobałoby mi się bardziej. Tymczasem obiecujący scenariusz (współautorstwa samego Fitzgeralda - prawdziwy rarytas!) i ciekawa obsada nie stworzyły filmu wielkiego. Wątek społeczny, polityczny ustępuje rzewnej i tragicznej historii miłosnej w wykonaniu Sullavan i Taylora. A te momenty najbardziej wciągajace, interesujące (jak wiec polityczny, pościg Tone'a za mordercą) dotyczą głównie narodzin zła i kształtowania nowej kultury politycznej, nowego systemu. Te ważkie treści społeczne, wyrażone w filmie z roku 1938, tuż w przededniu wybuchu II wojny światowej, zostały w efekcie końcowym przysłonięte przez dość sztampowy wątek miłosny. Szkoda.