Na początku podchodziłem do filmu jak do poważnego horroru. Wstęp okazał się bardzo interesujący - mężczyzna przyjeżdża do domku na wsi, miejsca w którym nigdy nie był, spotyka ludzi, których nigdy nie widział. Mimo to twierdzi, iż zna otoczenie i mieszkańców ze swego snu. A raczej koszmaru. Gdy przedstawia swą wizję, okazuje się że inni również byli uczestnikami lub świadkami dziwnych historii w swoim życiu.
Jak już wspomniałem, oczekiwałem klimatycznej opowieści grozy o człowieku nawiedzanym przez koszmar przenikający do teraźniejszości. Jednak gdy okazało się, że każdy z pozostałych bohaterów także stykał się z "niesamowitym" film nabierał komicznego wydźwięku - "Straszna historia mi się przytrafiła. - To zabawne, bo mi też..." itp. Wbrew moim oczekiwaniom, film właśnie składa się z mniejszych nowelek spiętych klamrą owego spotkania w domku na odludziu.
I dobrze. Nie jest to klasyczny horror wzbudzający lęk i przerażenie. "U progu tajemnicy" intryguje, bawi różnymi podejściami do filmowej grozy, przeskakuje między nastrojami, przechodzi od opowieści o przeznaczeniu, przez czarny humor, do wciągającego horroru, który pozostawia przyjemne uczucie zainteresowania historią, delikatnego dreszczu emocji. Co najważniejsze, przez cały czas utrzymuje klimat i nie pozwala się nudzić (tylko nieznacznie traci tempo przy historii z lustrem).
Na zimowy wieczór jak znalazł. Warto obejrzeć.
Ale za to historia z lustrem to popis ówczesnych FX, bez żadnych niezgrabności.
Też gorąco polecam!