Zapamiętałem ten film jako jeden z tych, które - nie wiadomo czy aby nie za sprawą przypadku - miały uświetnić ofertę programową raczkującej stacji TVN. Trzeba przyznać, że repertuar filmowy mieli u zarania naprawdę niezły. Wyemitowali ogromną ilość starych filmów Allena włączając w to nawet mniej popularne tytuły jak "Miłość i śmierć", czy "Wnętrza", rewelacyjnego "Figuranta" (by M. Ritt), jakieś filmy Russella i wreszcie niektóre wczesne filmy B. de Palmy. Między innymi to porywające, rozegrane na granicy kiczu i genialności widowisko.
Świetne piosenki, charyzmatyczne aktorstwo, przepyszna charakteryzacja czynią ten film jednym z najlepszych w swojej kategorii. Zarazem jednak znajdziemy tutaj elementy, które wzięte w nawias wykraczają poza konwencję musicalu, co daje oszałamiający efekt przesady, ironii, pastiszu i pozwala spojrzeć na ten obraz jak na dzieło sztuki filmowej i to zupełnie serio. Zapewne film, gdyby oceniać go pod kątem treści ociera się mocno o trywialność. Pamiętając o tym, iż jest to kryterium, które kształtuje ocenę i odbiór filmu w sposób decydujący śmiem twierdzić pomimo to, iż film nie serwuje po prostu taniej rozrywki. Posługując się środkami przewidzianymi w tego typu produkcjach twórca filmu prowadzi zręczną grę na gustach masowego odbiorcy, by w efekcie zaprowadzić widza poza granice łatwego przekazu, gdzie to co niezwykłe przestaje być składnikiem możliwie wiarygodnej narracji filmowej, a funkcjonuje jako element szeroko pojętej kultury atrakcji poddanej tutaj krytyce.