Dałbym 9, ale ta scena gdy Martin wyjął pod koniec wątrobę Rastignacowi... bleeee!
Nie wiem, czy to nie była nerka w sumie. Ogólnie scena od czapy wzięta i nie pasuje do postaci.
A sam film mega sztampowy i słabo nakręcony. Niby to kino klasy B, ale o niebo gorzej wypadło niż Hard Target 2. Historia do bólu zła, ale przede wszystkim całość tak sztywno i patetycznie opowiedziane. Ta narracja Keitha Davida miała dodawać klimatu, ale nie zgrywa się ze stylem samego filmu. Końcowa walka daje rady, ale reszta to straszna nuda. Scenografia słaba bardzo, najmniejszy bar świata tu chyba wstawiono. W ogóle szerokich kadrów nie ma i taka bieda wszędzie. A bohater grany przez Adkinsa tak mocno umęczony, taki poważny, że tego się nie da znieść. Wszystko to sztucznie wypada, jakby na siłę zrobione.
Jesse Johnson potwierdził, że nie jest za dobrym reżyserem, co źle rokuje przed Triple Threat. Mam nadzieję, że jednak kolejny film mu wyjdzie.
Jeszcze jest "Accident Man", gdzie w głównej roli także ma wystąpić Scott Adkins.
O boże, to faktycznie ten sam reżyser. To już się naprawdę boję. Johnson nie ma żadnego dobrego filmu w dorobku, a w "Savage Dog" pokazał, że i dobrą obsadę potrafi zmarnować. Ja wiem, że on jest świetnym kaskaderem z doświadczeniem w największych filmach, ale nie przekłada się to na reżyserkę.