film tak bardzo po nic. no chyba żeby przeprosić za lata śmichów z coelho. krzywdy doznaje tu zresztą nie tylko intelekt/chłopski rozum ale i tzw. polityczna poprawność. a obie te krzywdy w cytacie :"..będę jak jakaś smutna lesbijka przeżywająca dramę" - a mówi to gej "przeżywający" przez 1.40 h śmierć męża. to po prostu wybitnie zły film, w każdej warstwie, poza muzyką - simonsen jak zazwyczaj świetny.
Prawda. Nie wiem czemu Netflix wykłada pieniądze na takie paździerze. Jest tyle dobrych filmów o godzeniu się ze stratą, a Netflix proponuje nam film z rodzaju tych, gdzie bohaterowie ciągle pie***lą jak to im źle i robią ckliwe, krindżowe miny. Miłość jest tu wyrażana wieszaniem się na szyi, tęsknota spojrzeniami na pustą poduszkę obok, a depresja chodzeniem w rozciągniętym swetrze (przy jednoczesnym zachowaniu nienagannej fryzury i zarostu, no bo jednak trzeba jakoś wyglądać w tym filmie Netflixa XD). Ten scenariusz jest po prostu zły. Idąc jego tokiem - żeby przepracować tęsknotę należy wyjechać za granicę, żeby malować dobre obrazy trzeba kupić domek z widokiem na morze no i ogólnie pełno pi*****enia tego typu. Od dialogów, które utwierdzają tylko że Dan Levy wątpi w inteligencję widza, więdną uszy. Każdy fakt musi być tu podkreślony słownie, tak jakby Levy nie umiał operować obrazem i sugestywnie nim opowiadać. I teraz pytanie co w takim filmowym potworku robią tacy aktorzy jak Ruth Negga, Emma Corrin, Himesh Patel, David Bradley?
A moglibyście nie pisać tych wypocin... zostańcie przy oglądaniu m jak miłość bo jestem pewny, że oddaje to wasz poziom :D