Poza solidnym zastrzykiem emocji, które mi zaaplikowała ta produkcja, zwróciłem szczególną uwagę na jedną rzecz. Cecha, którą u amerykanów podziwiam - oni nie narzekają. Oczywiście Ch. Gardner jest postacią - można by rzec - jedną na tysiące, człowiekiem upartym i odważnym jak jasna cholera, takim który przetrwał najgorsze upodlenia od losu i nie zawahał się ani przez chwilę. Zastanawiałem się czy jego decyzje i wybory były podyktowane niesamowitą wiarą w słuszność tego co robił, czy może był jednak momentami lekkoduchem? Nie mnie to oceniać, jego historia zakończyła się szczęśliwie, wygrał i na to w pełni zasłużył. Najpiękniejsze zdanie w tym filmie: "Don't let somebody tell you, you can't do something" - ten film jest właśnie o tym... Gdyby nie to, że jest on oparty na prawdziwej historii, prawdopodobnie pomyślałbym, że to dobrze opowiedziana, wzruszająca bajka. Może jest to kwestią, już przeze mnie wspomnianej, mentalności Nas, Polaków? W wiekszości jesteśmy pesymistami, którzy narzekają nawet jeśli układa się nie najgorzej. Myślę, że nad tym warto się zastanowić, kiedy będziecie oglądać "W pogoni za szczęściem". Polecam.