Początkowo to sam Raoul Walsh miał zagrać Cisco Kida. Po stracie oka zrezygnował z aktorstwa...

Doprawdy nie wiem co ci się w tym filmie aż ta spodobało... A przecież zwykle marudziłem, że za dużo marudzisz. Jak dla mnie na plus są tu jedynie bardzo dobre zdjęcia i takaż rola Baxtera - nie wiem czy zasużenie oscarowa, bo nie widziałem konkurencji, ale godna pochwał dzięki charyzmie Baxtera i (przede wszystkim) nasączeniu jej ładunkiem przerysowania i dystansu. Dystansu, którego zabrakło pozostałej dwójce odtwórców głównych ról... Fabuła, nawet jak lata 20, jest przebanalna, a reżyseria zupełnie przeciętna (za co nominacja?), chyba tylko w dwóch scenach widać odrobinę artyzmu: u fryzjera i finałowej. OK, dialogi momentami były dobre, gdzie indziej zaś fatalne, jako że żywcem przeniesione z kina niemego. Ogólne film ten jest przeglądem wszelkich błędów i wypaczeń okresu gdy Hollywood "uczyło się mówić". W sumie możnaby je wybaczyć, ale dziwnym trafem taka "Melodia Broadwayu", mająca premierę zaledwie 2 tygodnie po "W starej Arizonie" jest wykonana o niebo lepiej. Z pewnością po części jest to wina faktu kręcenia "W starej..." w plenerach, wydaje mi się jednak, że przede wszystkim była to kwestia reżyserii i montażu. No i... Czy ktoś im kazał kręcić w plenerach?

Pierwszym całkowicie mówionym filmem były "Światła Nowego Jorku". To trzeci film, w którego ciekawostkach czytam, że jest pierwszym całkowicie mówionym filmem w historii. Podobnie piszą w "Melodii Broadwayu".