Dałam się zaczarować. Może akurat trafiło, że miałam taki dzień. Wiem, że są tam niedoróbki. Nie szkodzi. Mam jakiś filtr i ich nie widzę. Mąż i syn, których zaciągnęłam do kina, solidarnie mnie obśmiali i lekko wyszydzili. To nic. Historia fajna. Aktorki (wszystkie) mnie przekonały. A przepiękne słowa piosenek w dobrych, moim zdaniem, aranżacjach, po prostu mnie ujęły. Nie ma tam na siłę piękności w stylu amerykańskim, z porcelanową bielą uzębienia i wymodelowanymi sylwetkami (oprócz Staszka, siłą rzeczy). Są normalni,przeciętni z wyglądu ludzie. Parę razy się pobeczałam, a potem śmiałam i tak na przemian. Takie połączenie gimbazy ze stanem przedklimakteryjnym. Nieważne. Być może po prostu jestem grupą docelową (40+), bo moja przyjaciółka miała to samo. Pozostali (facet + dwoje nastolatków) niestety zmiażdżyli krytyką. I pewnie mają wiele racji. Ale kino to nade wszystko emocje. I ja je tu znalazłam. Babki, idźcie sobie. Fajny seansik, polecam gorąco!