To niesamowite z jaką łatwością Smarzowski portretuje polską rzeczywistość. Wszelkie polskie przywary, stereotypy, ale te prawdziwe, cała polska mentalność i kultura zostały skomasowane w jednym filmie. Podczas polskiego, wiejskiego wesela wódka leje się strumieniami, buractwo pogania wieśniactwo, PRL wyziera z każdego kąta, za plecami gości dochodzi do awantur, przekrętów i przetargów, w których najważniejszy jest kawałek ojcowizny i pieniądze schowane w szklarni.
Słodko-gorzka komedia pomyłek. W sposób groteskowy ośmiesza nas, Polaków, zabijaków, ale także każe się zastanowić nad tym, co daje nam mamona, dlaczego tak naprawdę się żenimy i gdzie jest granica moralności.
Brawurowe kino, które nie boi się zaglądnąć pod suknię gaździny ani do futerału z trupem. Mocny polski akcent, który odsuwa na bok ślamazarne, niezrozumiałe i archaiczne Wesele Wyspiańskiego. Z wesela Wojtka też powinniśmy być dumni, bo do głowy ludzi dużo bardziej trafia przerysowany zbir-cwaniaczek z centralnej Polski aniżeli tańcząca kupa trawy i siana.
Czasem szwankuje jedynie reżyseria, dużo tu pociętych fragmentów i ostrych cięć montażowych. Ale jak to jest zagrane, jak to jest zainscenizowane!
Smarzowski, mistrzu, ty pokazujesz Polskę taką jaką widzą ją codziennie miliony obywateli. Z dala od galerii, rynków, starówek i apartamentów. Tą naszą, tą przyziemną, tą prawdziwą.