Jedyne co tu mozna uznac za chrzescijanskie to slowa ze Starego Testamentu choc raczej pojawiaja sie zeby powialo groza niczym z kazdemu znanej historii o powodzi zeslanej przez stworce zeby zmyc wszelkie plugastwo. Potem juz mamy typowych naukowcow ktorzy odkrywaja zagrozenie z kosmosu ktore ostatecznie zniszczy calkowicie Ziemie. Jak do tej pory bywa sa i oponenci ktorzy uwazaja ze to bzdura i sprowadzi tylko panike. Niemniej owi uczeni postanawiaja stworzyc statek kosmiczny ktory pozwoli uciec przed kataklizmem. Do tego zbieraja gremium ktore ma sie tym zajac i znajduja sponsorow takiego przedsiewziecia. Od poczatku wiedza ze calej ludzkosci nie uratuja wiec wymyslaja system wyboru przyszlych pasazerow jak rowniez zwierzat hodowlanych prowiantu i sprzetu ktory wezma. Potem przez wiekszosc filmu trwaja przygotowania do ostatecznej wyprawy oraz narastajacy stan zagrozenia i bezradnosci reszty spoleczenstwa. Wsrod grupy przyszlych pionierow narastaja konflikty jeden z inwestorow chce ingerowac w wybor pasazerow pewien zawadiaka zakochuje sie w corce naukowca ale nie czuje na tyle wazny zeby leciec. Dodam ze historia z biegiem czasu nabiera rozpedu sceny kataklizmu przyzwoite a bohaterzy znosni.