Film ten odstaje wprawdzie od wcześniejszych realizacji, ale na powrót pojawia się tu postać Old Shatterhanda. Tym razem rola kobieca Apanaczi ma większy wpływ na akcję i działanie męskiej części obsady. Dla mnie najistotniejszym okazało się pojawienie nowego motywu muzycznego - melodii tytułowej kompozycji Martina Bottchera. Nieco już osłuchana w poprzednich filmach, zresztą znakomita muzyka zyskała kolejną piękną melodię, która wzbogaciła obraz podczas oglądania filmu, oczywiście mam tu na myśli piękne widoki gór, skał i tego nieco sztucznego indiańskiego folkloru.