Skuszona ciekawym opisem, jak i wysoką oceną na filmwebie postanowiłam obejrzeć ten film. Niestety, choć uwielbiam kino azjatyckie, tu rozczarowałam się strasznie. W tym filmie mamy ukazaną "patolę społeczną" (prostytuującą się nastolatkę, bezkarną gówniarzerię, obojętnych czy bezradnych rodziców i nauczycieli oraz głównego bohatera, który daje sobą pomiatać, poniżać i w ogóle robi to co inni mu rozkażą), a wszystko to w tle nawału dźwięków fortepianu i piosenek tytułowej Lily Chou-Chou. I nawet przez wielu z was wychwalana muzyka w tym filmie nie ratuje sytuacji, a wręcz przeciwnie, według mnie jest jej stanowczo za dużo, przez to "Wszystko o Lily Chou-Chou" staje się takie jednolite, ospałe. Cały film jest strasznie ciężki, męczący, dłużył się strasznie, wręcz z trudem dotrwałam do końca seansu, ale jak oceniać i oglądać- to do końca. Aby nie było, że widzę tylko wady... na plus dla tej produkcji jest sam pomysł, to jak ludzi których łączy ta sama muzyka, kompletnie się od siebie różnią i jak sobie radzą ze swoimi problemami (choć "przyjaciel" głównego bohatera to w jakiś dziwny sposób sobie z nimi radził- agresję chciał stłamsić agresją tylko ciekawe dlaczego była ona skierowana nie w stronę oprawców, tylko ofiar, również w stronę Hasumi, który był jego przyjacielem i był wobec niego zawsze w porządku).
Podsumowując nie polecam, strata czasu, do mnie ten film nie przemówił zupełnie.