Arcydzieło światowego formatu, ze względu na wybitne kreacje Schell'a , Cliff'a , Tracy'ego , Garland i oczywiście Lancastera. Jedynym błędem było zaangażowanie Dietrich. Wątek Madame Bertholt był nie potrzebny, nawet nie wnosił nic szczególnego do fabuły, ale niepotrzebnie ją wydłużał. Polecam wszystkim hołdującym się w klasyce kina prawniczego i historii nazistowskiej.
Ja myślę, że wątek madame Bertholt obrazuje tu nastroje społeczne zwykłych Niemców, nastawienie do wyzwolicieli / okupantów (niepotrzebne skreślić). Jakby nie patrzeć ciężko jest zaakceptować sytuację, w której jednego dnia masz wszystko (Niemcy pół świata, madame Bertholt tytuły, męża i włości), drugiego budzisz się na Karolinenstrasse 115, popijając ersatz zamiast kawy.
Choć bardziej podobali mi się Państwo Halbestadt, którzy o niczym nie wiedzieli, niczego nie słyszeli, nic nie mówili.
Pozycja obowiązkowa.
Gdybym był polonistą, to w ramach edukacji, puszczałbym ten film, rozprawiając o znaczeniu dobra i zła.
Mim zdaniem wątek ważny, pokazujący punkt widzenia "zwykłego Niemca". Motyw męża, któremu nie pozwolono umrzeć po żołniersku (a czy on kogoś pytał jak chce umrzeć?), który przecież "nie mógł o niczym wiedzieć" (zwłaszcza jako jeden z dowódców taaak).
Podobnie jak służący zapierający się, że "nic nie wiedzieli, a nawet jakby to co mieliby zrobić".