PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=6278}

Wyznaję

I Confess
7,4 4 135
ocen
7,4 10 1 4135
7,1 8
ocen krytyków
Wyznaję
powrót do forum filmu Wyznaję

Dramat doskonały.

ocenił(a) film na 9

Właściwie nie ma, nad czym się rozpisywać. Dramat człowieka, który nie zrobił nic złego i konsekwentnie postępuje uczciwie, praworządnie i zgodnie ze swoim sumieniem. Gotowy ponieść niezasłużoną karę. Niesie na sobie nie tylko brzemię zbrodni ale i własnej przeszłości (w której nie ma zresztą nic wstydliwego) i losów kochanej (w jakimś sensie nadal) kobiety i nałożonej na niego służby i powinności „zawodu”. Naraża się nie tylko na karę wymiaru sprawiedliwości, ale i na odrzucenie społeczne. Montgomery Clif wspina się w tej roli na wyżyny! (Choć miałbym ochotę zobaczyć także jak radzą sobie z tym zadaniem inni wielcy kina???) Dramat psychologiczny wysokiej klasy. Co ważne o przemyślanej, dokładnej, logicznej, wiarygodnej fabule.

cew

A według mnie ten film pokazuje głupotę ślepego podążania za nakazami i uwzględniania czegoś takiego jak "tajemnica spowiedzi" w przypadku gdy mamy do czynienia z poważnym przestępstwem. Spoiler!!! : Gdyby ten ksiądz był trochę mądrzejszy, domyśliłby się, że w ten sposób chroni i ukrywa niebezpiecznego człowieka. W konsekwencji takiego postępowania życie straciły kolejne dwie osoby (żona mordercy i kucharz). Rozbawiła mnie mentalność tego zbrodniarza-po tym jak bezskutecznie próbował zabić swojego spowiednika, postrzelony prosił go o wybaczenie...hipokryzja pełną gębą!
Problem jest jak najbardziej aktualny w dzisiejszych czasach (np. w przypadku pedofilii wśród duchownych). Ten film jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że takie działanie jest niezwykle szkodliwe społecznie, a przyznanie się do przestępstwa podczas spowiedzi, z pełną świadomością, że informacja nie pójdzie dalej, nie podjęcie żadnych kroków naprawczych (np. zgłaszając się na policję) nie ma nic wspólnego z prawdą i poszanowaniem prawa (również Boskiego).

użytkownik usunięty
KotArystokrata

Ale, widzisz, posługa w sakramencie spowiedzi ma być ku życiu wiecznemu. Nie chodzi w niej o doczesne "kary i nagrody", lecz o zbawienie, o pojednanie jednostki z Chrystusem. Ksiądz nie występuje w konfesjonale we własnym imieniu, ale czyni to, co czyni właśnie "in persona Christi". Zaufanie jest kluczowym elementem sakramentu spowiedzi - pozwala się otworzyć, wyzbyć strachu i dzięki temu pojednać z Bogiem. Zdrada tajemnicy spowiedzi byłaby złamaniem tego zaufania, trwałym zranieniem penitenta, który odsłonił w konfesjonale swoją największa podłość i największy wstyd. Byłaby tez nadużyciem władzy, jaką w ręce księży włożył sam Bóg.

Zgadzam się z ogólnymi założeniami, ale uważam że w tym przypadku problem tkwi w innym miejscu. Postaram się bardziej szczegółowo wyjaśnić o co mi chodziło, chociaż przyznaje, że film już nieco uleciał mi z pamięci ;)
Napisałeś: "posługa w sakramencie spowiedzi ma być ku życiu wiecznemu. Nie chodzi w niej o doczesne "kary i nagrody", lecz o zbawienie, o pojednanie jednostki z Chrystusem." Tak, ale przecież to w jaki sposób kierujemy się ku życiu wiecznemu wypływa z naszych aktualnych decyzji i działań. Poddanie się "doczesnej" karze, oddanie sie w ręce wymiaru sprawiedliwości w pewien sposób poświadcza autentyczność naszej skruchy i chęci odpokutowania grzechu. Inaczej są to jedynie puste słowa. (późniejsze morderstwa które pojawiły się w tym filmie zdają się właśnie dowodzić, że wyznanie mordercy to była jedynie pusta deklaracja, może nawet chęć pochwalenia się dokonaną zbrodnią)
Napisałeś: "Zaufanie jest kluczowym elementem sakramentu spowiedzi - pozwala się otworzyć, wyzbyć strachu i dzięki temu pojednać z Bogiem. "
Problem w tym, że pierwszy nadużył tego zaufania morderca - tj. manipulował całą sytuacją - z jednej strony obciążył księdza swoim wyznaniem - wiedział, że ten prawdopodobnie nie będzie mógł go wydać. Z drugiej strony nie chciał podjąć żadnych działań naprawczych. Pytanie czy taka spowiedź w ogóle może być ważna? Przecież, akt spowiedzi powinien poprzedzać żal za popełnione czyny, chęć naprawienia błędu - gdyby intencje mordercy podchodzącego do konfesjonału były w tym przypadku szczere - zaraz po spowiedzi musiałby się oddać w ręce policji ( uznałby swoją winę, przyjął na siebie ciężar odpowiedzialności za zbrodnię którą popełnił ).
Nie znam się dobrze na sprawach kanonicznych (nie jestem katoliczką), jednak wydaje mi się że pojednanie z Bogiem nie polega jedynie na "wyzbyciu się strachu" i "wyznaniu przewin" - moim zdaniem nikt nie powinien być upoważniony do udzielania rozgrzeszenia w imię Chrystusa jeśli osoba spowiadająca się, ogranicza się jedynie do wyznania grzechu, nie podejmuje natomiast (ani nie deklaruje podjęcia) żadnych działań, które świadczyłyby o chęci "naprawienia" dokonanego czynu/ odkupienia win.

użytkownik usunięty
KotArystokrata

Ja tez muszę napisać, że zgadzam się z Tobą, co do ogólnych założeń Twojej wypowiedzi, chociaż znowu widzę, że chyba coś wymyka sie Twojej percepcji. Najpierw o punktach wspólnych.

Podzielam Twój punkt widzenia i podpisuję się bez żadnych poprawek pod następującymi Twoimi stwierdzeniami:
"to w jaki sposób kierujemy się ku życiu wiecznemu wypływa z naszych aktualnych decyzji i działań. Poddanie się "doczesnej" karze, oddanie się w ręce wymiaru sprawiedliwości w pewien sposób poświadcza autentyczność naszej skruchy i chęci odpokutowania grzechu. Inaczej są to jedynie puste słowa. "
"akt spowiedzi powinien poprzedzać żal za popełnione czyny, chęć naprawienia błędu - gdyby intencje mordercy podchodzącego do konfesjonału były w tym przypadku szczere - zaraz po spowiedzi musiałby się oddać w ręce policji"
"pojednanie z Bogiem nie polega jedynie na ">wyzbyciu się strachu< i >wyznaniu przewin<"

W tym wszystkim masz absolutna rację i myślę, że każdy chrześcijanin, niezależnie od wyznania, zgodzi się w tym ze mną.

Czym innym jest jednak kwestia ważności sakramentu, dyspozycji penitenta itd., którą tak bardzo podkreśliłaś, czym innym natomiast kwestia zasady tajemnicy spowiedzi, którą związany jest kapłan sprawujący sakrament . Niezależnie od tego, czy spowiedź odbyła się przy spełnieniu wszelkich warunków i czy osoba spowiadająca się przystępowała do konfesjonału z czystymi intencjami tajemnica nadal obowiązuje. Zawsze. A to dlatego, że sprawa została przedłożona samemu Bogu. Gdyby grzechy wyjawione na spowiedzi miałyby być upubliczniane wtedy sakrament ten przestałby funkcjonować, a szczególnie grzesznicy przychodzący z najcięższymi grzechami nie przychodziliby doń na pewno - i w ten sposób zostaliby pozbawieni dostępu do łaski uświęcającej, a w dalszej perspektywie do zbawienia (abstrahując już od tego, że w sakramencie pokuty penitent ma prawo pozostawać całkowicie anonimowy i ksiądz nie może domagać się ujawnienia jego personaliów, często więc spowiadają się "nieznajomi" u "nieznajomych", przypadkowych księży).

Co do Twojego "Problem w tym, że pierwszy nadużył tego zaufania morderca - tj. manipulował całą sytuacją - z jednej strony obciążył księdza swoim wyznaniem - wiedział, że ten prawdopodobnie nie będzie mógł go wydać. Z drugiej strony nie chciał podjąć żadnych działań naprawczych."... Należy pamiętać, że ksiądz nie ma prawa śledzić dalszych losów osób spowiadających się, nie należy do niego zatem "dopilnowanie", by penitent dopełnił pokuty (w filmowym przypadku - w zasadzie poddał się karze) - to pozostaje między Bogiem a konkretnym człowiekiem, który sam przyjmuje odpowiedzialność za to, jak postąpi . Gdyby zaś miał to robić, to jest oceniać dalsze postępowanie wiernych, wtedy musiałaby niejako upaść zasada zaufania i zawierzenia wszystkiego Bogu. Pozostałoby natomiast wrażenie, że postawienie granicy między tym, co może ksiądz opowiedzieć osobom trzecim, a co przemilczeć, w jakich okolicznościach i jakie kryteria przyjmować staje się kwestią arbitralnego wyczucia poszczególnych kapłanów... To wysoce niebezpieczna gra, wykluczająca tez jakby Boga z całej tej relacji.

Jasne, że w filmie Hitchcocka wszystko nabiera bardzo dramatycznego wyrazu, tajemnica spowiedzi staje się osłoną wykorzystywana przez perfidnego mordercę. Staje się zagrożeniem dla księdza. W tym tkwi podstawowy dylemat: moje życie, czy moje zasady. Ale nawet w tak dramatycznej sytuacji kapłanowi nie wolno przekroczyć granicy. Gdyby bohater "Wyznaję" przedstawił w sądzie to, czego dowiedział się na spowiedzi, przekreśliłby niejako swoja własną tożsamość, jako kapłana. To jest pytanie nie tyle o zasadność "tajemnicy spowiedzi" ile o rolę powołania w życiu jednostki, o umiejętność powierzania siebie Bogu.

Problem jest w uchwyconej perspektywie - gdzie się ona kończy? Czy zamyka się w horyzoncie doczesności? Jeśli nie, to czy jest coś ponad, coś co pozwala człowiekowi przekraczać samego siebie, nawet w doświadczanym cierpieniu? Bo tak, z ludzkiego punktu widzenia nieracjonalnie przecież, postępuje ksiądz Michael! To trochę, jak u świętego Mateusza: "Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?"

I jeszcze z Mateusza: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle." To w filmowej sytuacji odnosi się wyraźnie zarówno do tego, co ksiądz może myśleć o sobie samym, jak i o Kellerze. W obydwu sensach troszczy się o dobro duszy swojej i duszy człowieka, który do niego przyszedł.

Dziękuję za odpowiedź. Myślę, że rozumiem już z jakiej perspektywy piszesz i przez to coraz lepiej dostrzegam rzeczywisty dylemat tego księdza. Zgadzam się, że jeśli wziąć pod uwagę wszystkie zasady i założenia o których piszesz, pytanie "wydać czy nie wydać mordercy" nabiera większego sensu.
Nie będę z tym polemizować, bo każdy człowiek ma prawo do kierowania się tym co uważa za słuszne.
Ja tymczasem pozostanę przy błogiej doczesności : ) Ponieważ raczej nie zaprzątałam sobie głowy zbawieniem tego mordercy i jego duszą, dla mnie największym problemem w filmie było narażenie na niebezpieczeństwo osób trzecich. Pytanie czy ten ksiądz nie postąpiłby lepiej (tzn. ocaliłby życie przyszłych ofiar mordercy), poświęcając siebie, swoje zasady i wlaśnie "przekreślając własną tożsamość"pogrążając w takim grzechu? Cóż z tego że postąpił w zgodzie z zasadami i jego sumienie pozostało pod tym względem "nienaruszone" skoro straciły życie kolejne osoby? Chociaż to może również kwestia przyjętej perspektywy - dla mnie, jako agnostyczki tą najwyższą wartością o którą warto walczyć i dla której należy się poświęcać będzie ludzkie życie - to zwykłe, doczesne, mozolne i pełne cierpienia. Rozumiem, że istnieją ludzie którzy patrzą na to inaczej (tzn. są np. w stanie poświęcić życie swoje lub swoich bliskich w imię zasad wiary) ...Wiem, że mają do tego prawo, ale ja się z tym nie zgadzam i nie uważam za słuszne.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za wartościową i wyczerpującą wypowiedz. Trafić na tak kulturalnego rozmówcę to jak szukać igły w stogu siana.

użytkownik usunięty
KotArystokrata

Twoje spojrzenie zawiera w sobie zupełnie inne ujęcie niż moje. Niebezpieczeństwo, w jakim znalazły się osoby trzecie na skutek tego, że Keller pozostawał na wolności było oczywiście realne, ale znowu - abstrahując od pozostałych, przytoczonych wyżej argumentów, które uznaję za wiążące, a pozostając przy doczesnej perspektywie - czy próby aresztowania Kellera wcześniej nie wiązałyby się mimo wszystko z podobnym ryzykiem? Podejrzewam, że - gdyby policja dowiedziała się wszystkiego wcześniej od księdza - morderca także usiłowałby "się ulotnić" i również mogłoby dojść do śmierci przypadkowych osób, np. policjanta dokonującego aresztowania, jakiegoś przechodnia, może nawet żony itp.? Czy samo wcześniejsze ujawnienie tożsamości zbrodniarza w tym konkretnym filmowym przypadku na pewno by coś dało?

Świetnie jest rozmawiać i próbować zrozumieć poglądy innych bez rzucania w siebie obelgami (co niestety obserwowałam na filmwebie nie raz...)! Także dziękuje za pokazanie odmiennej perspektywy :)
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 7
KotArystokrata

Socyalisto-arystokrata prawi o dobrze spolecznym, bo spokoj motlochu wazniejszy jest od honoru, dotrzymywania umow itd., itp., bo to staroswieckie wartosci.

Spolecznie pozyteczna w takich sytuacjach jest kara smierci, szczegolnie, ze w dzisiejszych czasach szanse na skazanie takiego niewinnego/naiwnego ksiedza sa bliskie zeru... ale to, ze spowiadajacy, czyli petent urzednika/poslanca/whatever panstwa watykanskiego moze liczyc na (gwarantowane przez prawo owego panstwa) dotrzymanie powierzonej tajemnicy przez tego urzednika jest moim zdaniem godne podziwu, a nie glupie ale moze jestem staroswiecki.

BlackPanther666

Nie rozumiesz co oznacza dobro społeczne. Spokój motłochu? Wyobraź sobie, że ty i twoja rodzina też jesteście częścią tego "motłochu". Czy to znaczy, że żyjąc w społeczeństwie nie mamy prawa do bezpieczeństwa? Dotrzymywanie umów, przestrzeganie prawa również wliczają się w pojęcie dobra wspólnego. Bez respektowania wzajemnych zobowiązań koegzystencja we wspólnocie byłaby nie możliwa (nie możliwa byłaby również wymiana towarów).
"Spolecznie pozyteczna w takich sytuacjach jest kara smierci, szczegolnie, ze w dzisiejszych czasach szanse na skazanie takiego niewinnego/naiwnego ksiedza sa bliskie zeru" ??? Nie rozumiem do czego zmierzasz. Skazanie księdza? Przecież cały czas mówimy tu o mordercy, ksiądz co najwyżej mógłby odpowiadać za utrudnianie śledztwa.


"ze spowiadajacy, czyli petent urzednika/poslanca/whatever panstwa watykanskiego moze liczyc na (gwarantowane przez prawo owego panstwa) dotrzymanie powierzonej tajemnicy przez tego urzednika jest moim zdaniem godne podziwu" Tutaj też chybiony argument. Np. dochowanie tajemnicy lekarskiej jest obowiązkiem i wynika m.in. z poszanowania godności pacjenta i jego prawa do prywatności. Wyobraź sobie jednak np. niedoszłego mordercę, który zgłasza się do psychiatry i informuje go o zamiarze popełnienia przestępstwa, do tego przedstawia wiarygodny plan działania. Lub sytuacje, gdy mówi ze już wcześniej kogoś zabił. Wtedy ze względu na dobro osób trzecich lekarz musi poinformować np. policję że pacjent stanowi zagrożenie dla innych. Nie ma w tym nic dziwnego i nie wiem gdzie tutaj widzisz "socjalizm' (chyba, że należysz do osób które wszędzie widzą "czerwonych" jak nie przymierzając białe myszki ) .

KotArystokrata


Jeszcze jedno - jeśli "spokojem motłochu" nazywasz to, że np. ktoś (lekarz/ bliska dla przestępcy osoba) poinformuje odpowiednie instytucje, że taki XY np. ma skłonności pedofilskie i dzięki temu uda się ocalić przed gwałtem/ morderstwem etc. kilkanaście niewinnych dzieci , to niech ci będzie - jestem za. Morderca/ przestępca sam pierwszy łamie umowę (prawną) i reguły życia w społeczeństwie. Nie bardzo mnie martwi, że ktoś inny nie dotrzymałby złożonej mu wcześniej obietnicy, dla ratowania i dobra innych ludzi.

A to co powiedziałeś o karze śmierci nijak się ma do sytuacji - to że zabijesz zbrodniarza, nie zwróci życia ofiarom. Śmierć mordercy jest marnym pocieszeniiem dla bliskich ofiar, jeśli wcześniej nie zrobiono wystarczająco wiele, by zapobiec zbrodni i ocalić kilka ludzkich istnień

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones