Tak, jak tylko X-meni Singera potrafią być.
Kompletnie nie zgadzam się z redakcyjnym recenzentem, który twierdzi, że Singer zardzewiał. Owszem, sceny akcji są klasyczne w formie, ale jednocześnie obok typowego blockbusterowego łubudubu jest w tym filmie mnóstwo energii - zarówno gdy wszystko przyspiesza - nie mówię tu tylko o sekwencji Quicksilvera - ale i podczas scen kameralnych, poświęconych bohaterom. Już nie wspomnę o plastyce, jaką wszystkiemu nadano, począwszy od openingowych napisów, aż po ostatnią sekwencję. Owszem, do "Apocalypse" trafiło mnóstwo kiczowatych wizualizacji, ale to raczej głęboki ukłon w stronę epoki, w której rozgrywa się akcja. Mnie on zachwycił absolutnie
Generalnie, zdaję sobie sprawę, że kręcenie Singera nie każdemu odpowiada, ale polecam po prostu iść do kina i samemu wyrobić sobie opinię. To nie jest tak perfekcyjne kino jak Civil War (na którym byłem dzień wcześniej i również bawiłem się przednio), ale potrafi uderzyć z większym impetem. Więcej tu emocji i realizatorskiego szaleństwa, charakterystycznego dla epoki, do której się odwołuje. I przynajmniej kilka scen da Wam radochę. :)