w latach 70tych nie powstalo wiele dobrych filmow samurajskich, na poczatku dekady swoja kariere zakonczyl hiroshi inagaki, akira kurosawa po rozstaniu z toshiro mifune zupelnie zmienil stylistyke swych filmow, takze hideo gosha, ktory dotychczas specjalizowal sie w tym gatunku, nie kwapil sie z wydostaniem go ze slepego zaulka. 'yami no karyudo' nie jest arcydzielem na miare jego wczesniejszych filmow, to sprawnie poprowadzona historia cierpiacego na amnezje samuraja i jego pana, ktorego mysli kraza bardziej wokol zasluzonego odpoczynku przy boku pieknej zony niz spraw zwiazanych z klanem. sam film, z poczatku niezwykle krwawy i wrecz epatujacy nagoscia (niemal wszystkie postaci kobiece prezentuja tu swoje wdzieki ;)), w polowie zaczyna zwalniac, sama akcja schodzi na dalszy plan, ustepujac miejsca wzajemnym relacjom miedzy bohaterami. film jest bardzo 'klimatyczny', oglada sie go swietnie, zwlaszcza ze jest na co popatrzec :P, uwage zwracaja swietne kreacje aktorskie z niezawodnym tatsuya nakadai na czele; jego gra w porownaniu z pozniejszym 'sobowtorem' jest zaskakujaco spokojna, ale przy tym pasuje jak ulal do calego obrazu. to kawal przedniego kina samurajskiego, zdecydowanie wart obejrzenia :)