PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=98823}

Złe wychowanie

La Mala educación
7,4 34 665
ocen
7,4 10 1 34665
6,8 19
ocen krytyków
Złe wychowanie
powrót do forum filmu Złe wychowanie

"Pasion" ? pasja, namiętność. To ostatnie słowo, jakie pojawia się w filmie Pedro Almodovara. Jest ono słowem kluczem, otwierającym drzwi do zrozumienia tego filmu. Jednak tutaj eksploracji podlega jego ciemna, zgubna strona (jak przystało na film noir). W ten sposób namiętność przekształca się w uzależnienie. I jak opowieść narkomana, tak i ten film jest kłamstwem. A raczej kłamstwami, bowiem tę samą historię usłyszymy (i zobaczymy) w nim w wielu różnych wersjach. Są jak kolejne warstwy plakatów niszczejące przed zrujnowanym kinem, jak czołówka tego filmu. Różne wersje prawdy. To kłamstwa, które uchodzą za prawdę. To subiektywne wspomnienia, będące odbiciem odbicia prawdziwego zdarzenia. Jednak tak naprawdę nie ma znaczenia za iloma warstwami scenariuszy czy opowiadań skrywać się będzie prawda. Kłamstwo zawsze tę prawdę wskazuje. Juan, Ignacio, Enrique, ojciec Manolo. We wszystkich swych odmianach, scenariuszach starając się ukryć, wyraźnie ukazują prawdę o owej zgubnej namiętności.
"Złe wychowanie" nie odebrałem jako opowieści. Dla mnie film przedstawia raczej portret, rozdarty na drobne elementy, a jednak na swój dziwaczny sposób wewnętrznie spójny. Portret osoby, którą zgubiła miłość. Miłość, nad którą nie panował. Miłość, która niszczy i kochającego i osobę kochaną. Spójrzmy chociażby na Ignacio. Piękny chłopiec obdarzony cudownym głosem. Jego urokowi nie był w stanie oprzeć się ojciec Manolo. Ignacio samą swą obecnością, czy tego chciał czy nie uwiódł księdza. Początkowo jest ofiarą. Jednak wkrótce jego własna miłość do kolegi sprawi, że z ofiary przekształci się w sprawcę. Ta pierwsza próba okazała się nieudana. Lecz kiedy raz zrobiło się ten krok, później jest już łatwiej. Jako Zahara w ten sposób naciągnęła niejednego naiwniaka, aż w końcu pojawił się pomysł szantażu. A Juan. Chłopak zdawało się naiwny, a jednak i jego namiętności piękne i szlachetne na początku, później zmienią barwę na ciemniejszą. Stanie się gotowy na wszystko, byle tylko swoje namiętności zaspokoić. Podobnie Enrique. Zraniony, zrozpaczony prawdą o Ignacio dokonuje "gwałtu" na sobie i na obiekcie swej pasji. I w końcu Manolo. Postać, którą najłatwiej odrzucić jako negatywną, bowiem nie widzimy źródeł jego cierpienia, a jedynie jego skutki. Które jednak niczym nie różnią się od innych bohaterów.
Ślepa namiętność, zranienie, odwet, samotność i śmierć. Oto biografia osoby, jaką na przykładach czterech mężczyzn odmalowuje reżyser. W tym filmie nie ma prawdziwej miłości. Jest tylko uzależnienie i cierpienie. Odraza do samego siebie za uleganie pokusie i głód niespełnionych pragnień. Pragnienie kontaktu, który okazałby się leczniczy i rzeczywistość, w której próba kontaktu kończy się zniszczeniem siebie i innych.
Jedyną zagadką dla mnie pozostaje rola kina. Wydaje się, że jest ono drogą na mniej destrukcyjne ukierunkowanie, uwolnienie swoich pasji, demonów. Jednak nie do końca. Bo przecież każdy z cząstkowych portretów to postać artysty. I to ich przed niczym nie uchroniło. Może Enrique ? ale samokrytyka ma swoje granice i Almodovar mógł mieć pewne opory przed bardziej dosadnym potraktowaniem filmowego reżysera. A może chodzi o to, że tylko cierpiący twórca, atakowany przez namiętności może twórcą stać się naprawdę. Jeśli nawet na krótko.
"Złe wychowanie" choć jest filmem praktycznie bez kobiet zawiera wszystkie elementy, wszystkie postaci jakie znamy z poprzednich filmów Almodovara. Zmieniają się aktorzy, jednak nie postaci. Tragiczne, melodramatyczne życia ludzi zagubionych, zranionych, odmiennych otoczonych aurą dramatu, sztuki, kina. Film niezwykle intrygujący i skłaniający do przemyślenie. Bernal w swej potrójnej roli jest świetny. Znakomici są także pozostali aktorzy, dzięki czemu portret nabiera wyrazistości. Jeśli jednak mam być szczery, to jest to dla mnie najsłabszy film Almodovara od czasu "Kwiatu mojego sekretu". Zarówno "Wszystko o mojej matce" jak i "Porozmawiaj z nią" oraz mój ulubiony "Drżące ciało" podobały mi się bardziej. Mimo wszystko fani Almodovara nie powinni być rozczarowani.

torne

ok ;)
ale Almo nie byłby sobą, gdyby samo słowo "Pasja", nie miała w sobie czystej ironii ;)

Ski

Nie jestem fanką Almodovara, niemniej: „Złe wychowanie” z obejrzanych przeze mnie jego filmów podobało mi się najbardziej.

Film naszpikowany jest powagą i prawdą o homoseksualnych związkach: trudnych, kapryśnych, wyrachowanych, nietrwałych (czy inaczej ma się rzecz z heteroseksualnymi związkami, które ochoczo zaliczę do wybitnie wyrachowanych, pozornie łatwych, pozornie trwałych).

Samej opowieści nie odbieram jako zlepka kłamstw. Są to dla mnie raczej prawdy w wielu odsłonach. Jedynie Juan ucieka się do kłamstwa. W przeciwnym razie nie miałby bowiem szansy dotarcia do Enrique. Jednak rąbki są stale uchylane. A przenikanie się rzeczywistości z fikcją pozwala lepiej zrozumieć postacie, bądź dociekać rejonów jeszcze nieodsłoniętych.

Od dawna już nie dane mi było z taką uwagą przypatrywać się rozsupływaniu wzajemnego zapętlenia się bohaterów. Chociaż ostatecznej odpowiedzi brakuje. Tym trudniej też o potępienie czy usprawiedliwienie. W tym właśnie sensie film, czy też sposób przedstawienia problemu, jest dla mnie niezwykle prawdziwy. Problem trudny, jak trudne jest życie samo. Ile bólu, ile wyrachowania, ile piekielnej trudności w okiełznywaniu rozmaitych pasji, będących namiętnością i cierpieniem zarazem, ile nieuświadomionej czy też na wpół uświadamianej mocy uwodzenia, ile łatwości krzywdzenia, przymusu do zadawania bólu samemu sobie.

Rzeczywiście nie ma tu miłości. Jednak: gdzież niby ona jest? Dla mnie nie ma jej w żadnym filmie, a tym bardziej w życiu. To, co przeżywamy, jest miłości namiastką, jej zniekształceniem, właśnie tym, o czym wspominasz w kontekście „Złego wychowania”: uzależnieniem. Nie dlatego, że pedofilia, nie dlatego, że homo-, bi-, czy co tam jeszcze, jeno dlatego, że tak niedoskonali jesteśmy, tak marni, tak w naszych pragnieniach niscy, tak ciągle jeszcze nie pozbawieni zgubnych pragnień... Przewrotne zdanie: „Bóg jest po naszej stronie” – brawo Pedro: przyjemny klimacik.

Cierpiący twórca? Niewątpliwie tylko taki będzie się wydawał atrakcyjny dla równie cierpiących co on odbiorców. Przeglądamy się w dziełach sztuki i to stanowi o jej mocy przyciągania. Dla ilu wybrańców niebios może stać się atrakcyjnym twórca wewnętrznie nierozdarty?

Pytanie: kto wystawia ocenę dziełom? Osobnicy równie jak artysta chorzy, obolali, przepełnieni rozmaitymi pasyjkami i od nich uzależnieni.

ocenił(a) film na 8
Klitajmestra

Nie chodzi mi o tylko o tak zwyczajne kłamstwa, jak te Juana, lecz raczej o kłamstwa bardziej wyrafinowane polegające na tuszowaniu, zniekształcaniu wspomnień. Takim kłamstwem jest scenariusz "Wizyty". Nie mówi on prawdy o dzieciństwie Ignacio i Enrique. Jest raczej destylacją wspomnień, wymieszaniem półprawd i jawnych kłamstw. A jednak wsłuchując się w nie można wydobyć cząstkę prawdy, bo przecież przeżycia ze szkoły są źródłem scenariusza. Lecz prawda jest tak bolesna, tak trudna do akceptacji, że nawet w scenariuszu zostaje zamaskowana przez kolejną zasłonę fikcji, jaką stanowi opowiadanie "Wizyta".
To jakby struktura osobowości, gdzie jedna warstwa nakłada się na drugą, a wszystko to osłania prawdę, którą jest bolesna rana. Ojciec Mateo, Ignacio, Enrique i Juan - wszyscy oni są skrzywdzeni, zniszczeni przez miłość, która zdaje się być siłą tak potężną, że nie jest jej w stanie wytrzymać ludzka psychika.
Nie byłbym aż tak pesymistyczny z tym brakiem miłości w ogóle. No ale w głębi duszy jestem romantykiem.
Z tą twórczością to w zasadzie zgadzam się z tobą. Jednak sama końcówka filmu, fakt że Enrique dalej kręci filmy zdaje się sugerować, że w film może stać się pasją, która nie jest aż tak destrukcyjna, która z koszmaru potrafi wydobyć nową jakość nie będącą koszmarem. Oczywiście nie wiemy, co się zdarzy w jego życiu osobistym. Czy jest z Martinem, a może z kimś innym? Nie wiadomo więc jaką cenę płaci za podążanie za pasją. Wiemy, co się dzieje z tymi, którzy film traktują instrumentalnie. Biografia Angela jest tego jasnym dowodem.

torne

Zrozumiałam, co miałeś na myśli, jednak trudno treść scenariusza, czy też opowiadania stanowiącego podstawę do sporządzenia scenariusza, a nawet subiektywnie odbieranych wydarzeń nazwać kłamstwem. Jest to przekształcanie rzeczywistości określane mianem aktu twórczego. Chociażby dla uatrakcyjnienia. Tak jak Enrique mówi, hej, nie zrobimy happy endu, tylko urządzimy tragiczne zakończenie, tym samym intuicyjnie zbliżając się do prawdy (o czym świadczy choćby szloch Angela). Owszem, Enrique wie, że Ignacio nie żyje, ale przecież wiedzy o prawdziwej przyczynie śmierci nie posiada. Czyli przekształcając materiał wyjściowy możemy nawet sięgnąć prawdy. Możemy prawdę wymyślić.
Dlaczego opowiadanie „Wizyta” miałoby mówić prawdę? Po pierwsze jest spisane po latach, po drugie naturalną tendencją jest przedstawianie swojej własnej prawdy (choćby i takiej, z której wiele elementów zostało wypartych, drzemiąc w podświadomości jedynie, czyli już nie do wydobycia, czyli kłamstwo to nadal czy prawda jedynie?), po trzecie scenariusz przetrawiany jest zwykle przez wielu współtwórców i efekt końcowy rzadko bywa identyczny z zamierzeniem scenarzysty. Angel daje zresztą Enrique glejt na dokonywanie zmian.
Przy przykrych przeżyciach intymnych trudno dziwić się tuszowaniu, to naturalne, chyba że film traktowałby o poddaniu bohaterów terapii – wtedy dopiero możnaby liczyć na prawdę – jednak zapewne również w wielu odsłonach.
Mam wrażenie, że dojrzałeś w filmie więcej ode mnie – pobudza mnie to tylko do tego, aby film obejrzeć raz jeszcze.

ocenił(a) film na 8
Klitajmestra

Ach. Właśnie! Akt twórczy. Wymyślanie prawdy! Tutaj jawi się w pełnej krasie przewrotność i ironia Almodovara - zwłaszcza w kontekście jego własnych przeżyć z jezuickiej szkoły. Film, sztuka, powieść, opowiadania słowne - to wszystko jest fałsz, w który się ubieramy, by poczuć się lepiej. W tym jednak kryje się paradoks - kłamstwo w sposób bardziej jasny i dokładny mówi o człowieku niż prawda. Prawda, obiektywna prawda jest jedna. Kłamstwo, subiektywne wrażenie jest inne w przypadku każdej z osób. Weź postaw przed tą samą sytuacją 10 osób. Gdyby mówili prawdę i tylko prawdę nic się o nich nie dowiesz, bowiem każda z tych osób powie to samo. Jednak tak naprawdę każda z nich powie co innego i w ten sposób próbując ukryć, pokazuje wyraźnie wejście do swej duszy.
Almodovar wyraźnie zdaje sobie z tego sprawę. Zarówno na ekranie filmowym jak i poza nim. Spójrzmy choćby na ojca Manolo. Oto osoba, która jest całkowicie bezradna wobec swoich pokus. Widząc Ignacio lub Juana całkowicie poddaje się uczuciu nie patrząc na konsekwencje, jakie mieć to będzie dla niego i dla innych. A jak o tym mówi. Swej słabości nie kryje. Wręcz przeciwnie, staje się ona punktem centralnym jego opowieści. I w tym kryje się kłamstwo. Jest dokładnie, może aż nazbyt dokładnie świadom swojej ułomności. Zamiast jednak podjąć walkę, czy choćby próbę walki, on pławi się we własnej słabości. Usprawiedliwia się własną niemocą, kreując się na ofiarę. Owszem jest ofiarą, jest osobą cierpiącą, ale jednocześnie jest osobą, która sama siebie na to cierpienie skazuje.
A Enrique? Przemilczając prawdę, wykorzystując fizycznie Juana, mówi więcej o sobie, niż gdyby powiedział prawdę. Wyziera z niego gniew i pragnienie odwetu nie tyle za śmierć dawnego kochanka ile za odebranie mu JEGO fantazji, pragnień, żądzy. W ten sposób jednak stał się ofiarą Juana, który właśnie na ten gniew (poniekąd i chyba nieświadomie, w przeciwieństwie do chociażby bohatera "Siedem") wykorzystuje dla własnych korzyści.

użytkownik usunięty
torne

Absolutnie jestem za prawdy wymyślaniem! Robi to przecież każdy zdolny twórca i jakże mu zazdroszczę! Ale choćby już i samo ledwie przetwarzanie, obmyślanie wariacji, może być niezwykle fascynujące, dawać poczucie kształtowania siebie i innych. Obmyślając, rzeźbiąc, dziergając, sama dla siebie odkrywam stale nowe możliwości, w które łatwiej wówczas wchodzę.
Masz rację, te wszystkie rejony sztuki ‘ubarwiają’ nam życie. Ale i pozwalają nam intensywniej je odczuć albo i w ogóle jaśniej czy też szerzej pojmować.
Ojciec Manolo przede wszystkim (według moich standardów) nie zasługuje na miano człowieka. Kieruje się chucią. Chętka na dzieci? Czemu nie? Bardzo proszę – za zgodą dzieci. Patrząc na takiego kutaso-namolniaka sama czuję się zagrożona – to już dla mnie nie tylko sprawa molestowania dzieci (okropnego, bo praktycznie bez możliwości wybronienia się), lecz molestowania w ogóle, nie tylko na tle seksualnym, co raczej przejawiania tendencji do manipulowania mną i moimi emocjami. Postawić się w pozycji osoby bezradnej czy to wobec pokus ciała czy jakichkolwiek innych jest niezmiernie łatwo, jednak właśnie jako człowiek (ksiądz! pedagog! absolwent uczelni wyższej! na boga!) mam możliwość ich przezwyciężania, szczególnie, gdy nie jestem przysłowiowym młotem. Jednak ojciec Manolo i niestety innych zbyt wielu najwyraźniej nim jest.

ocenił(a) film na 8

Jeśli ojciec Manolo nie zasługuje na miano człowiek, to i reszta bohaterów tego filmu na to miano nie zasługuje. I poczęści masz rację. Zgodnie z filozofią chrześcijańską (i nie tylko) człowiek to istota wolna, odpowiedzialna za swoje czyny. Tak więc mająca kontrolę nad swoimi instynktami, rozumiejąca istotę swoich potrzeb. Bohaterowie tego film są skrzywdzeni, owo tytułowe złe wychowanie w jakiś sposób obarczyło ich ranami i ciężarem nie do przezwyciężenia.
Nie można potępiać ojca Manolo, jeśli nie potępia się i innych bohaterów tego filmu. Bo wszyscy oni są w jednakowym stopniu niewolnikami instynktów.

torne

Owszem, każdy z bohaterów jest niewolnikiem, jak i oszukuje i jest oszukiwany. Niemniej, o ile można przyjąć, że w przypadku pozostałych bohaterów jest to rodzaj gry, testowania, czy nadziei na wygraną, o tyle w przypadku dziecka (jeszcze niezepsutego) te elementy umownego współżycia między dorosłymi (z urazami czy bez) są siłą rzeczy wykluczone. Ignacio nie lgnął do Manolo, został przez niego zniewolony. I to wywołuje we mnie może nie tyle potępienie, co bunt przeciwko tego rodzaju zachowaniom.

ocenił(a) film na 8
Klitajmestra

Czy zabójstwo jest rodzajem gry?
Czy Enrique nie zniewala Juana? Czy w rzeczy samej nie można rzec, że Enrique jest gorszy od ojca Manolo. Ten przynajmniej autentycznie kochał Ignacio, choć w swym uczuciu był całkowitym egoistą i nie liczył się z potrzebami chłopaka. Za to Enrique nie kocha Juana. Jego postępek wynika z posiadanej władzy i chęci zemsty.

torne

Hm, hm, dużo trudnych pytań.
Masz rację, kwestia zabójstwa oczywiście mi umyka, bo to jakby inna kategoria. Zło pociąga za sobą kolejne zło.
Enrique i zniewala Juana i równocześnie jakby nie. Można powiedzieć, że tamten z własnej woli mu się podkłada, a ten znowu przeprowadza swoisty test. Od dziecka Enrique wydaje się być ciut doroślejszy, ciut bardziej określony, prawdę mówiąc budzi we mnie najlepsze odczucia, chociaż może nie powinien. Jest oszukany przez Juana, najpierw się tego domyśla a potem już o tym wie i wchodzi właśnie w grę. Nie wydaje mi się być gorszy od ojca Manolo, bo bierze coś, co mu się samo wpycha do ręki. Ojcu Manolo nikt się nie wpycha.
Powiedziałam już wcześniej, że niewielkie robi na mnie wrażenie nawet obcowanie seksualne czy to między dziećmi, czy to między dorosłym a dzieckiem, o ile jest to dziecko czy to zdeprawowane, czy kulturowo do tego rodzaju swawwoli przysposobione, czynów swoich świadome i bez przymusu, bez samookaleczenia przystępujące do wydawałoby się karygodnych poczynań.
Juan, niezależnie od tego, że już jest dorosły, świadomie wchodzi w układ z Enrique, który – owszem – poniekąd wykorzystuje sytuację, z drugiej jednak strony wydaje mi się być najbardziej wiarygodny i ja mu wierzę, kiedy mówi do Juana: chciałem zobaczyć, jak daleko się posuniesz. Poza tym to on właśnie przechodzi prawdziwą szkołę w trakcie realizacji filmu, dowiaduje się o sobie najwięcej i wydaje się wyciągać naukę. Czy Enrique np. posunąłby się do zabójstwa?
A ojciec Manolo? Miernota, która nie uczy się i nie chce się niczego nauczyć. Jaka miłość? Miłość? Jaki autentyzm? Czy miłość pozwoliłaby nie tylko krzsywdzić dziecko, ale i patrzeć na upadek dorosłego Ignacia (równocześnie na dodatek ostrząc pazura na kolejny kąsek)?!
Miłość nie toczy gry czy też gierki. Miłość powinna Manola raczej pchnąć w stronę walki o życie Ignacia, nawet gdyby ta walka miała być beznadziejna.
Enrique nie kocha i ma tego świadomość, wymierza poniekąd w ten sposób karę. Na zasadzie: pokaż mi, na ile Ignaciem jesteś, albo w końcu się złam i wyznaj prawdę.
Manolo natomiast coś tam w sposób tani sobie wmawia. Nawet w parze z Juanem jaka tam milość i zapamiętanie, jeśli doskonale potrafi skojarzyć, że jak filmowanie kamerą, to proszę bez twarzy. Obłudnik i wyrachowaniec, tchórz mający czelność pojawić się w studio filmowym, nieokreślony nędzarz emocjonalny. W końco: oszust, bo niby jaki z niego kapłan czy pedagog. Co jak co, ale chuć to na pewno nie miłość.

ocenił(a) film na 8
Klitajmestra

Nie potrafię się z tobą zgodzić. I to z kilku powodów.
Po pierwsze ty wiesz, że Juan się podkłada. Enrique tego nie wiedział. On - według swojego stanu wiedzy - dokonywał na Juanie gwałtu za cenę roli. Upodlał go świdomie i z premedytacją sprawdzając, jak daleko może się posunąć.
Ojciec Manolo nie. Jemu się wydaje, że kocha i dla niego jest to uczucie autentyczne. Nie rozumie - być może nie jest w stanie zrozumieć - że jego miłość deprawuje, niszczy obiekt jego uwielbienia. Z jednej strony więc jak Enrique dokonuje gwałtu, bo inaczej nie może. Jego źródło jest jednak inne. Z drugiej strony jednak jest w tym uczucie, do jakiego Enrique (jako hedonista) nie jest zdolny.
Po drugie znamy (przynajmniej częściowo) biografię Ignacio i Enrique. Stąd ich łatwiej jest nam zrozumieć, usprawiedliwić. Ojciec Manolo pozostaje w tym aspekcie enigmą. Dlaczego jest tak słaby? Skąd ta obezwładniająca potrzeba bliskości, nawet za cenę zniszczenia obiektu uczuć? To pomieszanie miłości z agresją nie wzięło się z próżni. Enrique jest być może silniejszy psychicznie. Jednak czy to w jakiś sposób może pomniejszać wagę jego czynów?
O Juanie już nie wspomnę, bo ten z nich wszystkich jest najsilniejszy psychicznie. Jest to jednak jednocześnie jego słabością, ponieważ nie ma w nim uczuć. Jest pustą, wyrachowaną skałą. A stał się taki przecież między innymi za sprawą Ignacio, który równie nieświadomie i równie bezwględnie "źle wychowuje" brata, jak on sam został źle wychowany przez ojca Manolo.

torne

Przyjmuję twoje wyjasnienia prawie bez mrugniecia okiem. Jednak m.in.: to nie do konca jest tak, ze Enrique nie wiedzial; Enrique caly czas podejrzewa, ze Angel to nie Ignacio, dlatego go sprawdza, gdyby mu wierzyl, nie jechalby do jego domu, by sprawdzic. Ponadto powiedziec, ze sie jest hedonista nie musi znaczyc, ze jest sie nim w istocie. Chyba jako dzieciak to mowi. Rownie dobrze mozna to wziac za szpanerstwo. Juana zas zniewala dopiero w momencie, gdy wie, ze nie jest Ignaciem, a nadal knuje i oszukuje, za wszelka cene chcac siegnac po role.
O Manolo rzeczywiscie nic nie wiemy i nie rozwlekalabym sie nad nim, gdyby ukazany byl na przestrzeni krotkiego czasu jak np. wlasnie Enrique. Jego przeszlosc istotnie jest zagadka, nie wiemy, jakie przejscia go uksztaltowaly, niemniej nie budzi mojej sympatii nawet o tyle, co brudu za paznokciem, bo jest jedyna postacia, ktora nie podejmuje proby uczlowieczenia siebie. A przynajmniej nie na ekranie.

ocenił(a) film na 8
Klitajmestra

Enrique wiedział kim jest Juan, jednak nie to, jak bardzo manipulatorski on jest. To dociera do niego dopiero po historii ek ojca Manolo.
A Ignacio próbuje się "uczłowieczyć"? A Zahara? Juan ma w głębokim poważaniu człowieczeństwo. Enrique... być może, choć ta pasja na końcu jest dwuznaczna i każdy może odczytywać to jak chce.
Dla mnie wszyscy bohaterowie tego filmu to tak naprawdę jedna i ta sama osoba pokazana jakby od różnych stron, w różnych sytuacjach. Stąd mam nie widzę Manolo jako lepszego czy też gorszego od innych.

torne

Jak najbardziej się przychylam. Jak już gdzie indziej napisalam: Film ten obnaża kolejne, nie odsłonięte jeszcze twarze każdego z nas.
Pozdrawiam gorąco i dziekuję za rozmowę.
MM (dowcipny lil'Bo nazwał mnie w swoim nowym blogowym temacie Marią Musil);)

torne

W sprawie tzw „miłości” w ludzkim świecie wypada mi się odwołać do słów Lao Zi, których jestem wyznawcą:

Gdy cały świat uznał piękno za piękno, wtedy (pojawiła się) szpetota.
Gdy wszyscy uznali dobro za dobro, wtedy (powstało) zło.

Jeśli zaś chodzi o końcowe odwołanie się do pasji wkładanej w kolejne filmy kręcone przez Enrique, może dałoby się to odczytać w ten sposób, że (swoją drogą bardzo ładne wykorzystanie elementów bramy przywodzi na myśl wmurowane w ścianę płyty nagrobne z ukrytymi za nimi urnami) „Wizyta”, a przede wszystkim doprowadzenie „wizyty” do końca, pomogło Enrique uporać się z upiorami przeszłości i odzyskać dawny wigor. Zastajemy go przecież w trakcie impasu twórczego, gdy nawet podpieranie się wycinkami prasowymi o mrożących krew w żyłach wydarzeniach nie potrafią nakręcić go do działania, bo jest gdzieś nieuświadomiony i nieprzepracowany ból większy. I mimo że broni się przed nachalnością Juana, to on właśnie pozwoli Enrique zamknąć rozdział utraconego w dzieciństwie raju.

A sam Angel? Dla niego chyba szczególnie udział w filmie Enrique przyczynia się do wyzwolenia, a nawet, o czym wspomina epitafium, usunięcia z oblicza ziemi domniemanego źródła zła: „ojca” Manolo.

Pozdrawiam
M.

torne

torne wszysciutkie slowa mi z ust wyjales naprawde. od pierwszego do ostatniego slowa, a Drżące cialo to takze moj ukochany film Almodovara i jeden z ulubionych w ogole... podpisuje sie wiec obiema rekami z twoja wypowiedzia i pozdrawiam

ocenił(a) film na 8
gosia76

dzięki
miło, że ktoś jeszcze lubi "Drżące ciało", które jakoś popadło w zapomnienie po jego słynniejszych kolejnych filmach
też pozdrawiam

użytkownik usunięty
torne

Victor i Elena, spleceni w jeden drżący namiętnością organizm
a w tle muzyka i głos:

"Snem niespełnionym jesteśmy, co szuka swej nocy,
By się jej mrokami odgrodzić od świata i dnia.
W swoim przyśnieniu, zarazem słodkim i gorzkim,
Jak liście krążymy, splecione przez zimny wiatr.
W jedną istotę złączeni giniemy w dwójnasób,
Chroniąc miłość tajemną, by w nas nie zgasła.
Bo ileż warte jest życie, gdy rozstać się trzeba dziś…
Może w pieśni nas ktoś wpisze jako dwie łzy."

Jak można to zapomnieć?

Też uwielbiam "Drżące ciało". Bo nei zpaominajmy, że opróćz namietności jest również o bólu;
Chcę tylko żebyś cierpiał
Tak jak ja cierpię.
Chcę wymodlić dla Ciebie ból,
Strach i nieszczęście
Żebyś nieważny dla wszystkich,
Niepotrzebny się czuł
Jak pusta szklanka po whisky
Odstawiona na stół.
I żebyś czuł w piersi swojej
Serce nieswoje
To serce, takie cudze
Niechaj Cię boli
Chcę, żebyć spotkał śmierć
Gdziekolwiek teraz jesteś
O to dziś modlę się
Niczego więcej nie chcę.

I jest jednym z najpiękniejszych. Razem z "Porozmawiaj z nią".

Nusia

Życzę ci tej wody bez dna
w której walczyć masz o życie. Chwytania tchu.
Zachłyśnięcia. Szczęścia. O włos od śmierci
i nie bliżej. Życzę ci lęku
największego jaki może serce pchnąć
i otworzyć ludzkie oczy. W krzyku. Bez wyjścia.
Życzę ci widoku własnej krwi
i jej ciepła które spływa. Bo to się czuje.
Więc cierpienia największego
jakie tylko można znieść na widok nagły
krajobrazów bezpowrotnych
i za trwogę śmierci. Tobie. I sobie.

Nusia

Piąłem się stromo
dzień po dniu coraz prędzej
z godziny na godzinę po spadzistościach
nagich ramion. Aż potknąwszy się
na wzniesieniach łagodnych twarzą upadłem
jak w sprężysty jagodnik
kiedy pachnie rosa. Później był upał.
Borówkę wziąłem w palce. Szedłem wciąż głodny.
Gąszcz się zaszamotał. W żywych cierniach
ślepłem. Biegłem. Wpadałem
na rozkołysane gałęzie. Spotkałem kogoś
i ostrożnie wiodłem zgubionego
po bezdrożach mokrych. Mnie też nieznanych.
Przez pnie gładkie. Ciasne do bólu.
W trudne przejścia wciśnięci
wyrywaliśmy się trwożnie. Pękło. Grunt
znikł. Spadliśmy w przepaść.
Nurt nas porwał. Obrócił. Jak martwych rzucił.
Ożywałaś. Nieba senny błysk na zębach
zgasł. Wstaliśmy oszołomieni
upadkiem albo dalsze miejsca odkrywać
albo znów zdyszani błądzić. Ranić się. Spadać
i przedzierać gdzieś. Wszystko jedno.

torne

Po przeczytaniu całej Waszej gorącej dyskusji niemal w całości zgadzam się z tym, co napisał Torne, w swoich pełnych pasji komentarzach. Gdybym miała określić ‘Złą Edukację’ jednym tylko słowem, to jest nim zdecydowany niedosyt. Być może wynika on z faktu, że szczerze mówiąc inaczej sobie film Almodovara wyobrażałam, co sprawia, że tak jak jego bohaterowie mam ‘serce rozdarte na pół’. Dla mnie osobiście pomimo wielu podobieństw do wcześniejszych jego reżyserskich dokonań, jest to film zupełnie inny, o wiele bardziej mroczny, surowy i chłodny emocjonalnie, co bynajmniej nie uważam za jego wadę, lecz ja po prostu oczekiwałam czegoś innego. Almodovar jawi się w swoim obrazie jako obserwator, który zdaje się nie angażować w opowiedzianą przez siebie historię, równocześnie nie oceniając postępowania swoich bohaterów, a jedynie im się przyglądając. Jednak nic bardziej mylnego, bo im bardziej się dystansuje, tym mocniej ujawnia się jego bardzo osobisty stosunek do całego filmu i ukazanych w nim wydarzeń. Przypomina mi w tym względzie zwłaszcza Van Santa, który również w swoich filmach głównie obserwuje, tylko pozornie nie będąc związany z tym, co przenosi na ekran. Jednak o ile u Van Santa pod tą surową powściągliwością kryło się całe kłębowisko podskórnych, silnych i niewypowiedzianych emocji, tak dla mnie u Almodovara mimo że obecne, to jednak są uwięzione w kadrze i paradoksalnie tego mi w ‘Złej Edukacji’ mocno brakowało.

Almodovar obnaża swoich bohaterów, na których traumatyczne przeżycia z dzieciństwa odcisnęły jakże bolesny ślad determinujący całe ich dorosłe życie, pokazując ich wszystkie słabości, uleganie pokusom i innym zakazanym pragnieniom, mieszanki kłamstw i bolesnej prawdy, zadane przez nich rany, wykorzystywanie i bycie wykorzystywanym. Jednak brak mi jest w ich złożonych relacjach mimo wszystko miłości, którą tak desperacko szukały i do której dążyły postacie z innych filmów Almodovara, co sprawia że trudno było mi się z nimi w pełni identyfikować, z wyjątkiem może okaleczonego Ignacio, któremu ojciec Monolo złamał życie. Zabrakło mi również pokazania skruchy czy nawet śladowej ilości wyrzutów sumienia, zwłaszcza w osobie wspomnianego ojca Monolo, którego edukacja okazała się bardziej niż zła w skutkach. Akurat tutaj w zupełności zgadzam się z tym co napisałaś Mario, że gdyby kochał on Ignacio tak mocno jak deklarował, to na pewno widząc jego upadek, spróbowałby mu pomóc, a nie szukał kolejnego kochanka w osobie Juana. U pozostałych postaci również trudno mi jest dopatrzyć się bardziej czystych intencji, a nie tylko i wyłącznie egoizmu jak u Juana i chęci zaspokojenia wszystkich swoich instynktów i pragnień, nie ofiarując jednak niczego w zamian. W bardziej pozytywnym świetle postrzegam jeszcze Enrique, któremu chyba na Ignacio naprawdę zależało, zanim jednak dowiedział się o nim całej prawdy.

Z drugiej strony to, co najbardziej cenię w filmie to przede wszystkim odwagę w pokazywaniu ‘złych’ rzeczy takimi, jakie są naprawdę, bez zatajania, ukrywania czy też przemilczania trudnych i bolesnych faktów o tym, że molestowanie dzieci naprawdę się odbywa i w tym kontekście uważam film Almodovara za ważny i potrzebny. Tak samo jak sugestywne przeżycia bohaterów w samej szkole katolickiej, wyraziste sceny z ‘Wizyty’, zaskakująca końcówka zamykająca wszystkie wątki oraz wspaniali aktorzy, którzy mocno uwiarygodnili swoje postaci, a zwłaszcza rewelacyjny Gael Gracia Bernal, który miał najtrudniejsze ze wszystkich zadanie. Intrygującym mnie również wydał się motyw kina, w którym bohaterowie nie tylko po raz pierwszy się do siebie zbliżają, ale przede wszystkim traktują go jako sposób na uwolnienie swoich skrywanych, bolesnych doświadczeń. Aby tak, jak będący reżyserem Enrique, piszący scenariusz Ignacio oraz Juan, mówiący o sobie ‘jestem aktorem’, za pomocą obrazu i pióra uporać się z wszystkimi złymi wspomnieniami z dzieciństwa i w ten sposób w jakiś minimalny chociaż sposób się spod ich wpływu wyzwolić. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo wszystko czegoś mi w ‘Złej Edukacji’ zabrakło, być może jest to spowodowane zbyt dużym chłodem i dystansem jaki przebija z ekranu, choć zdaję sobie sprawę, że w takiej formie bardziej wzmocnił on jej wymowę. Paradoksalnie zabrakło mi w filmie pasji, z jaką Enrique kręcił swoje kolejne filmy i niestety z żalem muszę przyznać, że ‘Zła Edukacja’ nie spełniła moich pokładanych w niej 'wielkich nadziei'.

Wciąż z wszystkich dotychczas obejrzanych przeze mnie filmów Pedra najwyżej cenię ukochane ‘Wszystko o mojej matce’, a także ‘Porozmawiaj z Nią’ i właśnie przypomniane w pięknych cytatach ‘Drżące Ciało’.

cherry

Witaj Cherry,
bardzo się cieszę, że zagościłaś pod tym tematem.
Ja szczęśliwie wybrałam się na najnowszy film Almodovara bez określonych oczekiwań i bez jakiejkolwiek wiedzy wstępnej.
Może to brak oswojenia zarówno z tematem jak i ze środowiskiem powoduje poczucie niedosytu, braku dopowiedzenia, niemożności wniknięcia w skórę bohaterów.
Trudno też ostatecznie zawyrokować, co dokładnie zdeterminowało ich dorosłe życie. Wyciągnięty został punkt, który zaistniał w przeszłości, ale brakuje tła w ogóle.
Almodovar przedstawia stan istniejący i pokazuje wycinek z życia, który w sumie nie wiadomo, czy był decydujący, czy też np. ma służyć jedynie kolejnej okazji wyciągnięcia kasy.
Historia prawdziwa różni się od historii opowiedzianej w „Wizycie”, może więc nie dysponujemy wcale żadnym wglądem.
Może ekranowa opowieść ma tylko drażnić nasze nerwy i dyktować nam prawdę o nas samych. Może warto się zdystansować i stać się obserwatorem samego siebie.
Ktoś, kto nie zaznał miłości, komu nie dano szansy rozwinięcia jej w sobie, nie jest zdolny do niej – wszystko wymaga nauki. Nic się nie bierze samo z siebie, a wszystko też można pięknie związać, zakleszczyć, nie dać szansy. Odnalezienie w sobie m.in. miłości wymaga żmudnej pracy. W filmie Almodovara żaden z bohaterów tego trudu nie podejmuje. A wzajemnie nie są też sobie w stanie pomóc, bo wszyscy z nich mają nie tylko trudność w jej wyrażaniu, co w ogóle jej odczuwaniu. Torne bronił ojca Manolo, ale ja nie uważam, że jego „drżące ciało” (odtworzone na ekranie) zaświadcza o umiejętności kochania. Ojciec Manolo jak i pozostali mężczyźni tego filmu są pozbawieni tego życiodajnego uczucia. Stąd i łatwość wzajemengo wykorzystywania.
To ciekawe, co piszesz o braku pasji, o której mowa w końcówce filmu. Zabrzmiało to i w moim uchu sztucznie i w sposób trudny do wytłumaczenia. Chyba że pod pasją, o ile właśnie to słowo zostało użyte również i w wersji hiszpańskiej filmu, zrozumiemy jednak bardziej jako cierpienie a nawet mękę.

Klitajmestra

Z pewnością na moją ocenę ‘Złej Edukacji’ wpłynęło wcześniejsze zupełnie inne o niej wyobrażenie. I choć poszczególne jej sceny jak najbardziej przypadły mi do gustu jak np. w samej szkole, czy też świetnie pokazana ‘Wizyta’, to jednak mimo wszystko po wyjściu z kina poczułam większy zawód niż zachwyt.

Po części zgadzam się z Tobą, że trudno jest zrozumieć świat ludzi pokazanych przez Almodovara, samemu nie będąc jego częścią. Z drugiej strony jednak nigdy mi to tak naprawdę nie przeszkadzało, aby móc akceptować i identyfikować się z bohaterami jego wcześniejszych filmów, często błądzących w ‘labiryncie namiętności’, ale mimo wszystko na swój własny niedoskonały sposób, choćby nawet podświadomie szukających miłości. Tak jak postacie m.in. z ‘Kiki’, ‘Matadora’, ‘Wysokich Obcasów’, ‘Drżącego ciała’, ‘Wszystko o mojej matce’ czy ‘Porozmawiaj z nią’. Niestety w ‘Złej Edukacji’ tych uczuć mi zabrakło, dlatego trudno mi było wczuć się w położenie postaci, które boleśnie ranią i wykorzystują siebie nawzajem, lecz przede wszystkim właśnie nie podejmują nawet trudu, aby przyznać się do swoich win i szukać głębszych uczuć oraz uczyć się ich wyrażania, niż tylko zaspokajanie własnych fizycznych pragnień. Jednak najbardziej brakowało mi ich w osobie wspomnianego ojca Monolo, którego zdecydowanie złego postępowania ja osobiście nie jestem w stanie w żaden sposób usprawiedliwić, choć jednocześnie daleka jestem od jego osądzania. Gdyby chociaż wyciągnął rękę do Ignacio, to być może moje zdanie o nim uległoby znacznej zmianie. Jednocześnie trudno mi jest nie zgodzić się z Tobą, że pokazane w filmie wydarzenia dotyczą jedynie wybranych fragmentów z życia bohaterów, więc moja subiektywna ocena ich postępowania może być jedynie oparta na tym, co zostało w filmie pokazane.

Zupełnie inną kwestią jest ‘Wizyta’, zdająca się być jedynie odbiciem przeżyć Ignacio, który za pomocą fikcji literackiej zawarł osobiste doświadczenia z przeszłości, w większości zapewne rozpoznawalne tylko i wyłącznie dla niego samego, które Enrique przez pryzmat własnych wspomnień przeniósł na ekran. Na takiej samej zasadzie można postrzegać również samą ‘Złą Edukację’, choć wiem, że nie jest to w żadnym wypadku jednoznaczne.

Jeśli chodzi o słowo ‘pasja’, które może niezbyt dokładnie sprecyzowałam, to użyłam je jeszcze w innym znaczeniu, bardziej jako przeciwwagę do przepełniającego cały film zbyt dużego chłodu, którego obecność, choć rozumiem i akceptuję, to jednak sprawił on, że dokładnie w taki sam sposób obraz Almodovara odebrałam.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones