Klimat ścieka temu filmowi po nogach, głównie dzięki świetnej grze cieniem. Przez całą drugą połowę nie wiadomo co się może stać.
I tak byłby o wiele mniej groteskowy i bardziej zawiły gdyby nie ta badziewna narracja.
To prawda, a dodatkowym atutem jest to, jak pogrywa sobie z konwencją noir. Już nie mówię tylko o narratorze, który wyprowadza nas w pole, ale o fabularnych rozwiązaniach typu: kobieta gł. bohatera to nie żadna femme fatale, która sprowadza nań kłopoty, zakończenie (i to przez groteskową babkę z pieskiem rodem z jakiejś wodewilowej komedii), czy efekt „zawiedzionego oczekiwania” w związku np. z tym, że George nie zaciukał Clay’a przy pierwszej okazji po tym, co mu babsko naopowiadało.
Jest kompletnie nieschematyczny, po raz pierwszy od dłuższego czasu przy „nłarze” nie widziałam, co się stanie za chwilę. Naprawdę świetnie się oglądało.