PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=131607}
7,7 239
ocen
7,7 10 1 239
Zatôichi
powrót do forum filmu Zatôichi

Dziwny jest ten Zatoichi: niby nie jest to film tragiczny, ale podczas oglądania czuć, że wiele rzeczy w nim zwyczajnie nie gra. Niby prezentuje nowe podejście, ale bezpośrednio kopiuje sceny z wcześniejszych odsłon. Z jednej strony próbuje przekonać do siebie nowych widzów, z drugiej to czysty "fan service" i hołd dla całej serii. "Zatoichi: Ciemność Jego Sprzymierzeńcem" nie jest obrazem jednoznacznie złym, powiedziałbym raczej, że "nieudanym", że gdzieś pogubił się pod drodze. Wyczuwam w nim sporo szczerości, dobrych intencji, ale też wiele problemów warsztatowych, narracyjnych i scenariuszowych. To sentymentalna i nostalgiczna podróż, w pewien sposób wzruszająca, ale docenić ją mogą raczej tylko fani serii. Średnie oceny, które film zdobywa na Filmwebie (oraz podobnych serwisach) zdają się być przesadzone: nie jest tak dobry, ale dla fanów niewidomego masażysty jego seans wydaje się być pozycją - z wielu względów - obowiązkową.

Kilka słów o fabule: Ichi w domu gry wykonuje swój popisowy numer z "kośćmi wypadającymi z kubka", czym oczywiście rozsierdza bossa-właściciela i zostaje oskarżony o oszustwo. Od tego momentu ścigany jest przez yakuzę. Właściwie to tyle, serio. W tle dzieje się bardzo dużo: narasta konflikt pomiędzy dwoma gangami, w całość zaangażowany jest dodatkowo państwowy inspektor, mamy też trzecią, stojącą z boku, rodzinę (Bosatsu) - będącą wyżej od pozostałych dwóch w mafijnej hierarchii. Gdzieś tam też przewija się handel zabytkowymi strzelbami. Historię trochę trudno się śledzi: wydaje się być nieco rozmyta, bohaterów jest zbyt wielu, a część wątków nie ma sensu w kontekście całości. Najlepsze jest także to, że wątek Ichiego również się do tej grupy zalicza. Wszystko ma miejsce tak jakby za plecami bohatera: Ichi - swoje, yakuza - swoje. W finale oczywiście dochodzi do starcia pomiędzy Zatoichim a bandytami, ale... właściwie dlaczego? Ichi chce bronić lokalną ludność, może zależy mu na poznanej w międzyczasie Oume i grupce dzieci, którymi się opiekuje? Może chce się odwdzięczyć Ohan - szefowej trzeciego gangu, pozbywając ją kłopotu w postaci skonfliktowanych rodzin? Zastanawiam się czy zwyczajnie nie zrozumiałem historii, czy rzeczywiście film daje zbyt mało znaków, albo nie daje ich w ogóle? Wracając do wątków: wątek Oume nie na większego znaczenia dla opowieści; tak samo wątek bezimiennego ronina, z którym Ichi się zaprzyjaźnia (choć relacja jest ciekawa, nagle się urywa); wątek starego przyjaciela u którego masażysta spędza kilka chwil też wydaje się być zbędny; nie pomnę już Ohan - głowy rodziny Bosatsu (z którą Ichi ma małe i nic nieznaczące "tete a tete"). Ot, cały "Zatoichi 26": nawet jeśli elementy składowe są ciekawe, nie łączą się one w całość. Jest koślawo, ale z odrobinką - ratującego go - wdzięku i uroku.

Muzyka to nieco kiczu w stylu lat osiemdziesiątych, która niestety bardziej drażni niż kreuje klimat. Zdjęcia są poprawne: mamy kilka "spoko ujęć" i kilka "mniej spoko", ale nie będę się nad nimi pastwić. Coś jest jednak nie tak z montażem: o ile działa to jakoś przez większość czasu, w wielu momentach film traci na płynności. Nie brakuje tu zepsutych scen, które kładą się cieniem na całej produkcji. Nie jest to jednak ten poziom odlotu co w "24: Zdesperowanym" - nie powiedziałbym żebym się męczył aż tak bardzo. Z ciekawostek: w epizodzie pojawia się Joe Yamanaka - niegdysiejszy wokalista kultowej kapeli Flower Trawevellin' Band, a w rolę Akabeia wciela się Yuya Uchida - również muzyk, ale także producent muzyczny (z FTB zresztą powiązany, będący ich managerem).

Skąd bierze się tak ciepły odbiór tego filmu? Myślę, że powodów jest kilka, ale najważniejszym jest to, że to ostatnia część w cyklu i ostatni raz Shintaro Katsu w roli Ichiego - to na wielu płaszczyznach film-pożegnanie (sam Katsu nawet potem niewiele już grał). Aktor w trakcie realizacji filmu zbliżał się do sześćdziesiątki, co tylko jeszcze spotęgowało efekt "ostatniej roli" - 8 lat później zmarł. Niestety Shintaro Katsu, nawet jeśli fizycznie dał radę (zaskakujące!), mam wrażenie, że aktorsko już nie do końca: to chyba pierwszy raz kiedy mam zarzut do odtwórcy roli Zatoichiego. Naprawdę widać zmęczenie na twarzy aktora: oszczędniejszą mimikę i mniejszą werwę. Drugim z ważniejszych powodów jest zapewne formuła filmu, pełna autocytatów i mrugnięć okiem. Jedni powiedzą, że to pójście na łatwiznę i przeniesienie pomysłów ze starych części (nierzadko w identycznej postaci), drudzy, że to wspaniały hołd i podsumowanie serii. Zabieg taki mógłby wydawać się atrakcyjny dla nowych widzów, a "Zatôichi" malowałby się jako świetny film na start (lub jedyny do obejrzenia, jeśli ktoś zwyczajnie nie ma czasu na więcej). Uważam jednak, że jest wręcz odwrotnie, gdyż problemy z jakimi film się zmaga, wybaczyć mogą tylko fani cyklu. Chcącym rozpocząć przygodę z Zatoichim dalej najlepiej obejrzeć pierwszą odsłonę lub przeskoczyć naprzód do części 15, albo 10, czy też 17. Na pocieszenie, okiem fana: "dwudziestka szóstka" nie jest wcale najgorszym obrazem w serii.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones