O ile można prowadzić różne dywagacje nad samym filmem - czy jest wystarczająco dobry, czy jest autobiograficzny, czy wreszcie jest filmem z realnym pacyfistycznym przesłaniem - to w jednym wszyscy się chyba zgodzą. Mianowicie w kilku ostatnich produkcjach Ghibli bardzo brakowało mi pięknej, nastrojowej muzyki Joe Hisaishi'ego. Tu na szczęście mistrz powrócił. Dodam że w całkiem dobrej formie :))
Odniosłem trochę inne wrażenie. Mam wrażenie że główny motyw to mieszanina "Ruchomego Zamku Hauru", oraz "Laputy".
Nie ujmując Hisaishiemu, ponieważ uważam że jego utwory są dobre i lepsze, to ten jednak zaklasyfikowałbym do tych "tylko" dobrych.
Nie były teraz może najlepsze, ale i tak uczyniły oglądanie filmu dużo przyjemniejszym i stworzyły fajny klimat. :) Ja osobiście bardzo Hisaishiego lubię i często w sumie go słucham. :)