O to to. Poza tym pierwszy Steven miał jakąś taką melancholię w oczach, której drugi nie umiał zagrać. I dodaję, zagrać - bo jak się popatrzy np na inne role Ala Corleya, już tej melancholii nie było. Po prostu dobrze to zagrał :)
Tak samo w przypadku Fallon Carrington PSM inaczej zagrala niz Emma Samms to juz byla inna Fallon pierwsza byla bardziej rozpieszczona podrywala męzczyzn palila trawke a Emma Samms byla spokojna milsza niz jej poprzedniczka po prostu kazdy aktor gra po swojemu.
Niby tak, ale ciągłość postaci moim zdaniem powinna być jednak zachowana. Kunszt aktora serialowego polega właśnie na tym, żeby jakoś utrzymać ciągłość jeżeli gramy kogoś, kogo ktoś już grał przed nami. Tylko nie każdy to umie. Widać to na przykładzie Karen Cellini, która w bardzo nieudolny w moim odczuciu sposób próbowała naśladować Catherine Oxenberg: jej manierę angielskiej damy, nosowy głos, akcent, gesty. To co w przypadku Oxenberg było charakterystyczne i pozytywne, w przypadku Cellini wyszło bardzo przerysowane, nieudolne, jakby na siłę przylepione i w konsekwencji - słabiutkie. W Stevenie nr 1 można było się zakochać. Steven nr 2 budzić już mógł jedynie sympatię najwyżej (chociaż mojej nie budził :P ).
Akurat w przypadku Fallon to nie była według mnie kwestia aktorki, ale scenariusza - scenarzysta wyraźnie zmienił charakter tej postaci i dodał jej więcej pozytywnych cech :).