Wkład Andy'ego Serkisa w kinematografię w związku z motion capture jest oczywisty, ale im
więcej oglądam go w zwykłych rolach, tym bardziej jestem zaskoczona i to bardzo
pozytywnie. Facet reprezentuje solidne aktorstwo (bardzo bym go chciała w teatrze
zobaczyć), widać rękę Stanisławskiego w jego warsztacie :) Do tego bogowie go
pobłogosławili niesamowitą mimiką twarzy, gestykulacją, umiejętnością grania
najdrobniejszym ruchem ciała (bogowie lub wspomniany warsztat aktorski). Był naprawdę
dobry jako Einstein w "Einstein i Eddington", odpowiednio szalony i genialny, w "Prestiżu"
każdy geek pokochał Nolana za zrobienie z Serkisa pomocnika Tesli, a dość mała rola w
"Longfordzie" to mistrzostwo (zwłaszcza pierwsze spotkanie Longforda i Brady'ego, aż ciarki
przechodzą). Kibicuję temu panu i to ze wszystkich sił, w erze aktorstwa pt. "nie zmieniam
miny, bo gram", taki skarb (precious) powinien być doceniony.