Ci wszyscy którzy wypisują że role Nehrebeckiej ograniczały się do odgrywania ślicznych dworkowych szlachcianek niech sobie przypomną choćby scenę z konfiturami pod koniec "Ziemi Obiecanej" Wajdy. Scenę gdy jej bohaterka w rozmowie z narzeczonym (Olbrychski) przegląda w końcu na oczy i zaczyna rozumieć że jej ukochany to nie żaden rycerz na białym koniu ale bezwzględna szuja i sk... syn jakich mało. "Ziemia obiecana" składa się prawie z samych genialnych scen ale ta jest genialna właśnie dzięki Nehrebeckiej.