Jedyny przedwojenny polski amant, który naprawdę moim zdaniem porusza. Za Żabczyńskim jakoś nieszczególnie przepadam, Bodo nawet lubię, ale Brodniewicz ze swoją twarzą, elegancją i głosem bije obydwu tych panów na głowę.
Nie sądzę by znalazł zatrudnienie po wojnie. Najpewniej, tak jak wielu aktorów z dwudziestolecia międzywojennego ten dżentelmen w każdym calu nie nadawałby się do socrealizmu i ról w waciakach. To zupełnie inny kaliber człowieka - ginący gatunek.
Bardzo lubię Żabczyńskiego, ale w nim można było odnaleźć czarny charakter, a w Brodniewiczu już nie aż tak, chociaż świetnie grał lowelasów w "Dwóch Joasiach" i "Papa się żeni".