Wiecie, to się zdarza niezmiernie rzadko - żeby dana osoba nie miała w sobie żadnego, ale to zupełnie żadnego powabu. Jeden ma ładne włosy, inny - oczy, jeszcze inna osoba - zęby, albo usta, albo uśmiech. Etc. Ale ta aktorka nie ma w sobie ZUPEŁNIE żadnego powabu. Nic, null, zero. Nie widziałam chyba dotąd tak płaskiej twarzy, kojarzącej się z naleśnikiem albo talerzem. Ja rozumiem, że można nie być pięknym, ale być aktorem charakterystycznym i grać świetne role - tyle, że do tego potrzebna jest charyzma. Której ona też nie posiada w najmniejszym stopniu. Jestem na etapie oglądania Boys over Flowers - ona gra tam tragicznie. Pomijam już wygląd, kojarzący się dzięki kompletnie niedopasowanej fryzurze z giermkiem/pachołkiem, i to wiecznie zawianym (gra, jakby non stop była na rauszu). Ale to ciągłe wykręcanie gęby na cztery strony świata i wieczne, WIECZNE, powtarzam, marszczenie brody to jakaś groteska, a nie gra aktorska. Jak Boga kocham, ona non stop marszczy brodę jak Baba Jaga, to jest coś niewiarygodnego... jako aktorkę, oceniam na zero.