To co się stało (zniszczenie ceremonii poprzez wyrzucenie pierścionków) było słabe. Nikt by się tak nie zachował. Ewidentnie chciano zrobić otwartą furtkę na sequel (domyśliłem się tego już po tej scenie, przed sugerującym sequel wydarzeniu po napisach). Żadna matka nie zniszczyłaby ceremonii własnym dzieciom. Nawet matka-wariatka. Można było to lepiej rozpisać. Na przykład mogło nadejść trwające przez kilka dni Tsunami i zniszczyć ceremonię. Było ono już wcześniej w filmie wspomniane więc byłaby przy okazji fajna klamra. A tak mamy intrygę składnie zmierzającą od początku do końca a nagle wchodzi katalizator w postaci zniszczenia ceremonii. Nieprzewidywalnie. A wszystko po to by nakręcić sequel. Było to czuć aż za nadto. Końcówka odrealniona niestety. A nie było źle! Film trzymał równy poziom do tej sceny.