Jak każdy geniusz swojej epoki był dziwakiem, lecz trzeba mu oddać cześć za zmianę wizerunku czarnoskórych wykonawców, którym otworzył drzwi do szerszej kariery.Lubię jego perfekcjonizm i to,że dobieral najzdolniejszych muzyków i potrafił stworzyć niezapomniane utwory.(Któż nie pamięta Eddiego Van Helena i jego solówki w " Bet it" z płyty Thriller?)
Ten facet ocierał się o show business na najwyższym szczeblu i był w świecie, który dla zwykłego iksińskiego jest niewyobrażalny. Można psioczyć na słaby głos, na rzekome skłonności pedofilskie ( których nigdy mu nie udowodniono) i na dziwactwa ale z całą pewnością nie był postacią tuzinkową. Szkoda, że jego kariera nie była w późniejszym okresie działalności perfekcyjnie pokierowana, stąd zapewne wzięły się jego problemy finansowe. Myślę jednak, że był ofiarą samego siebie za którą krył się zwykły brak opieki i miłości w dzieciństwie .Dzieciństwie, które było podporządkowane obsesji jego ojca w dążeniu do perfekcjonizmu. Paradoksalnie jednak to temu ojcu Michael tak wiele zawdzięczał. Pamięć o nim nie zginie jednak nawet za 100 lat a to domena ludzi naprawdę nieprzeciętnych...