To chyba najbardziej rozpoznawalna rola Umy (obok Czarnej Mamby w "Kill Bill") - gra tu rolę nie tak stereotypowej żony budzącego postrach mafioza, Marsellusa Wallace'a.O jej postaci wiemy z początku bardzo niewiele - tyle, że jest młoda, atrakcyjna i zanim poznała swego męża była aspirującą aktorką (niestety, serial w którym miała grać, został zdjęty już po 1 odcinku). Mia jest inteligentna, nieco sarkastyczna, ma ciekawy sposób bycia... i wielką słabość do substancji odurzających (co można zaobserwować w scenie, gdy idzie na chwilę do łazienki "przypudrować" sobie nosek) - generalnie postać ta mnie rozbroiła swoją przekorą, pewnością siebie i tym, że potrafiła czuć się tak pewnie w obecności Vincenta (może też dlatego, że poczuła w nim "bratnią duszę"podczas ich słynnej konwersacji). I pomimo, że dla niektórych jej postać była po prostu "Naprutą zdzirą" (dzięki, Lance) to dla mnie pani Wallace jest jedną z kultowych bohaterek filmowych z lat 90!