Recenzja wyd. DVD filmu

All Cheerleaders Die (2013)
Lucky McKee
Chris Sivertson

Witchin' & bitchin'

"All Cheerleaders Die" potrafi bawić żwawym dowcipem, zaskakuje lekkim charakterem oraz intensywną barwą.
Wbrew imieniu,Lucky McKee – ponad dekadę temu okrzyknięty nową nadzieją filmowego horroru – nie ma szczęśliwej ręki do sprzedaży swoich dzieł. Najlepszy jak dotąd obraz McKee, znakomicie przyjęty przez krytyków "May"(2002), trafił do dziewięciu kin na terenie Stanów Zjednoczonych i nie spłacił półmilionowego budżetu, jaki został weń włożony. Kolejne produkcje reżysera (m. in."Mroki lasu"i"The Woman") również nie spotkały się z szeroką formą dystrybucji. Zapomniany dziś McKee zupełnie niezasłużenie podzielił los swoich filmów, spadając z panteonu współczesnego kina grozy, który okupował na fali artystycznego sukcesu"May"oraz odcinka"Mistrzów horroru"pt."Sick Girl".


Spadek McKee z horrorowego Olimpu nie powinien jednak prowadzić do jego dyskredytacji. Twórca"Mroków lasu"posiada zdolności reżyserskie, o jakich Eli Roth czy James Wan nie śmieliby śnić. Najświeższy twór Kalifornijczyka,"All Cheerleaders Die"– choć zebrał niekorzystne recenzje – dowodzi, że jego autor długo jeszcze zabawi w filmowym światku.

Film stanowi remake bardzo niskobudżetowego horroru młodzieżowego o tym samym tytule. Oryginalny"All Cheerleaders Die"(2001) był debiutem McKee, nakręconym wkrótce po ukończeniu szkoły filmowej. Projekt nigdy nie został oficjalnie wydany, co z pewnością napędziło decyzję o odświeżeniu jego konwencji. Ta przedstawia się tyleż oryginalnie, co i ordynarnie. Oto grupa ponętnych cheerleaderek pada ofiarą mizoginistycznego ataku ze strony gwiazdy futbolu i towarzyszących mu pachołków; dodać warto – ofiarą śmiertelną. Szkolne seksbomby wracają do życia za sprawą Leeny, buntowniczki zainteresowanej czarną magią. Nazajutrz sportsmeni przecierają oczy ze zdumienia: zmartwychwstałe piękności wracają do gry, wyglądając lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Wojna płci wcale nie dobiegła końca. Czas na wskrzeszenie zabitego honoru!


"All Cheerleaders Die" nie zasługuje, by nazywać go niewypałem, choć powszechnie uchodzi za najsłabszą pozycję w dotychczasowej filmografii Lucky’ego McKee. Jest horrorem mniej dostojnym niż poprzednie dzieła reżysera. Brak mu wszechstronności"May"czy bezwzględności"The Woman", a przede wszystkim zaskakującej elegancji obu tytułów. Film gardzi typowym dla dorobku twórcy mrokiem, spuszcza z tonu na rzecz eksperymentowania z czarnym humorem. McKee uczy się przez doświadczenie i jako adept sztuki komediowej bynajmniej nie zawodzi – jego dzieło to satyra, zresztą wcale niegłupia, traktująca o obiektywizacji kobiet w uniwersum horroru. Reżyser odnajduje się na nowym terytorium; posiada nieokrzesaną energię twórczą, jest spostrzegawczy i bystry, zna aktualne trendy. Inaczej niż wiele zmarnowanych horrorów komediowych z ubiegłych lat,"All Cheerleaders Die"potrafi bawić żwawym dowcipem, zaskakuje lekkim charakterem oraz intensywną barwą.

W ostatnich minutach eksperyment McKee wymyka się trochę spod kontroli, przeistaczając się w dziwaczne, upaćkane tkliwością love story. Czy w tym szaleństwie jest metoda? To pytanie kieruję już do Was."All Cheerleaders Die", nawet nieprzyrównywany do poważniejszych dzieł reżysera, sprawia wrażenie opowieści zupełnie"od czapy". Abstrahując od czarnego humoru, nie znajdziemy tu wielu okazji do trwożnych podrygów w fotelu. Czujny widz upatrzy natomiast multum okazji do bezwstydnej, niewymyślnej zabawy, której fani Lucky’ego McKee potrzebowali od dawna. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego filmu reżysera – bez względu na to, czy ma on być horrorem, komedią czy połączeniem obu.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones